O sprawie weterynarza z Brzegu Dolnego (Dolnośląskie) stało się głośno pod koniec 2015 roku, gdy sąd ukarał go zaocznie w tzw. trybie nakazowym grzywną 700 zł za popełnienie wykroczenia. Wniosek do sądu skierowała policja, która działała w efekcie doniesienia złożonego przez powiatowego lekarza weterynarii w Wołowie.
 
Weterynarz od piętnastu lat prowadzi swoją lecznicę i ma podpisane umowy z kilkoma gminami na opiekę ambulatoryjną nad zwierzętami z tego terenu.
 
Jak poinformował obrońca weterynarza Mateusz Łątkowski, weterynarz stanął przed sądem pod trzema zarzutami: niezgłoszenia powiatowemu lekarzowi weterynarii w Wołowie faktu prowadzenia schroniska i faktu transportu odłowionych zwierząt oraz odmowy przedstawienia do kontroli powiatowemu lekarzowi weterynarii dokumentów dotyczących wydanych do adopcji zwierząt.
 
 
Weterynarz Artur Różycki (zgadza się na publikację jego danych) wcześniej zaprzeczał, że popełnił te wykroczenia.
 
- Problem w tym, że ja nie prowadzę schroniska ani też nie zajmuję się transportem zwierząt. Po prostu reaguję na zgłoszenia o rannych zwierzętach w terenie i zdarza się, że swoim autem przywożę je do swojej lecznicy. Prawo na to zezwala - mówił Różycki.
 
Jak ocenił, ma być „ukarany za udostępnianie postów w internecie na temat zwierząt, które można adoptować”. Dzięki takim ogłoszeniom udało się doprowadzić do ponad 140 adopcji zwierząt.
 
- Mój klient nie przyznał się do popełnienia żadnego ze stawianych mu zarzutów i złożył przed sądem obszerne wyjaśnienia - powiedział w poniedziałek 11 kwietnia 2016 mecenas Łątkowski.
 
Obrońca poinformował, że powołał na świadków między innymi współpracowników lekarza oraz przedstawił dowody, które sąd rozpatrzy na kolejnej rozprawie 24 maja 2016.(pap)