Ograniczenie liczby pacjentów przypadających na jednego lekarza rodzinnego do 1500 osób i poszerzenie katalogu badań, na które może wysłać chorego lekarz rodzinny. Takie zmiany w organizacji podstawowej opieki zdrowotnej zapowiedział wiceminister zdrowia Aleksander Sopliński.
Zmiany popiera Jacek Krajewski, szef Porozumienia Zielonogórskiego, które skupia m.in. lekarzy rodzinnych. Uważa on, iż dzięki reformie wzrosłaby jakość opieki, jednak by wprowadzenie takich zmian było możliwe, konieczne jest podniesienie stawki, jaką płaci NFZ za każdego zapisanego na listę aktywną pacjenta. I przede wszystkim zwiększenie liczby medyków naszej specjalności.
Medycy tej specjalności tłumaczą, że chętnych do kształcenia się w ich dziedzinie jest mało, gdyż według pacjentów prestiż lekarza rodzinnego jest niższy niż specjalisty (lekarz specjalista jest bardziej wartościowy, skoro na wizytę u niego trzeba czekać, a często za nią płacić, podczas, gdy lekarz rodzinny mniej, bo do niego kolejki nie ma).
Do tego dochodzą problemy finansowe. Obecnie w POZ na pewno nie zarabia się więcej niż w przychodni czy szpitalu, a boryka się z taką ilością nieprzyjaznego prawa, że właściwie każda kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia może wykazać nieprawidłowości czy uchybienia.
Lekarze rodzinni dążą do wpisania do systemu lepszej współpracy ze specjalistami. Gdyby istniała możliwość szybkiej konsultacji, lekarze rodzinni mogliby kontynuować leczenie, a do specjalisty kierować tylko osoby w najtrudniejszej sytuacji zdrowotnej.
Pracę ułatwiłoby też rozszerzenie katalogu badań diagnostycznych, na które może kierować lekarz rodzinny.
Źródło: www.mp.pl