Według związkowców oznacza to odebranie polskim przedsiębiorcom majątku wartego 5 mld zł i przekazanie kontroli nad rynkiem leków korporacji zawodowej aptekarzy. W krótkim czasie doprowadzi to do wzrostu cen w aptekach.
- Zapowiedź ministra Łandy przyjęliśmy z dużym zaskoczeniem i zaniepokojeniem. Wprowadzenie proponowanej przez niego regulacji oznaczałoby konieczność masowych wywłaszczeń, zwolnień i odszkodowań, dając ogromne przywileje korporacji zawodowej aptekarzy kosztem polskich przedsiębiorców oraz pacjentów - mówi Marcin Piskorski, prezes Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNET.
34 procent ogólnej liczby aptek (czyli prawie 5 tysięcy placówek) w Polsce należy do sieci aptecznych. Aby wprowadzić w życie zapowiadaną przez ministra Łandę zasadę, trzeba będzie odebrać wszystkie te apteki ich właścicielom i przekazać w ręce członków korporacji zawodowej aptekarzy.
- Nawet przy ostrożnym założeniu, że wartość jednej placówki to około 1 mln zł, otrzymamy wartość majątku do przewłaszczenia na poziomie 5 mld zł – stwierdza ekspert.
Według związkowców trudno też usprawiedliwić radykalny pomysł ministra Łandy koniecznością repolonizacji polskiego rynku aptecznego, lub jego zbytnią koncentracją. Zaledwie 5 procent ogólnej liczby z niecałych 15 tysięcy aptek należy do firm z kapitałem zagranicznym. 95 procent aptek jest w polskich rękach: indywidualnych aptekarzy (66 procent czyli niecałe 10 tysięcy aptek) lub sieci aptecznych (34 procent, niecałe 5 tysięcy aptek). Apteki sieciowe to ponad 340, głównie małych i średnich polskich przedsiębiorstw o średnim udziale rynkowym poniżej 1 procent.
Zaledwie trzy sieci w Polsce posiadają powyżej 1 procent ogólnej liczby aptek (największa z nich 4 procent, kolejne dwie po około 2 procent). Firmy te powstały zresztą przy aktywnym udziale państwa w procesie prywatyzacji Cefarmów. W rezultacie wprowadzenie zapowiedzi ministra Łandy uderzałoby przede wszystkim w małych i średnich polskich przedsiębiorców prowadzących placówki apteczne.
- Autorem pomysłu wprowadzenia specjalnych przywilejów dla korporacji aptekarskiej nie jest Ministerstwo Zdrowia. Koncepcja ograniczenia prawa własności aptek jedynie dla farmaceutów to powtarzany od lat pomysł lobby aptekarskiego, które co pewien czas stara się przeforsować go wśród kolejnych gremiów decyzyjnych. Pierwszą próbę podjęto w 1992 roku, wprowadzając do ustawy o izbach aptekarskich zasadę „apteka dla farmaceuty". Przepis został zaskarżony przez Rzecznika Praw Obywatelskich i w efekcie uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z Konstytucją. Kolejna próba miała miejsce w roku 2001. Wtedy skargę RPO poparł Prokurator Generalny, a przepis został uchylony przez Sejm, zanim Trybunał zajął się skargą Rzecznika – przypomina Lewiatan.
Związek zwraca także uwagę na skutki oddania pełni kontroli nad rynkiem aptecznym korporacji zawodowej aptekarzy.
- Decyzje UOKiK z ostatnich lat pokazują, że członkowie tej korporacji, często sami będący przedsiębiorcami prowadzącymi apteki, są zainteresowani nie tylko nadzorem nad wykonywaniem zawodu (do czego samorząd został powołany), ale także wywieraniem wpływu na procesy rynkowe. W tym kontekście warto przytoczyć decyzję UOKiK z 14 lipca 2000 r. (DDP-I-54/1/00/79/BM), w której nakazał on Naczelnej Izbie Aptekarskiej m. in. zaniechanie stosowania praktyk monopolistycznych polegających na ustalaniu pośrednio zasad kształtowania cen płaconych przez konsumentów przy zakupie środków farmaceutycznych. Rozciągnięcie kontroli samorządu na wszystkich właścicieli aptek (do czego sprowadza się propozycja ministerstwa) spotęguje wpływ grupy właścicieli na rynek. W krótkim czasie doprowadzi to do wzrostu cen oferty aptecznej. W dłuższej perspektywie - do powstania ośrodka presji na rząd w celu wymuszania kolejnych ustępstw w partykularnym interesie określonej grupy zawodowej i właścicielskiej – czytamy w komentarzu.
Związek przypomina, że jak pokazują badania rynku farmaceutycznego, apteki sieciowe mają o 25 procent szerszy asortyment leków i kilkanaście, a niekiedy nawet kilkadziesiąt procent niższe ceny. Mają też niższe marże, co świadczy o tym, że chętniej dzielą się z pacjentami uzyskanym od producentów i hurtowników rabatem. Z tego powodu średni miesięczny obrót w aptece sieciowej jest o niemal 50 procent wyższy niż w aptece indywidualnej a liczba klientów wyższa o ponad 40 procent. Okazuje się, że sieci są bardziej przyjazne dla pacjentów i lepiej odpowiadają na ich potrzeby. Dlatego są chętniej przez nich wybierane.
- Klienci nie dbają przecież o to, czy idą do apteki sieciowej, czy indywidualnej. Kierują się kryterium ceny, szerokości asortymentu, jakości obsługi, fachowością personelu czy elastycznością godzin otwarcia placówki - mówi Marcin Piskorski.
Według związku nie jest prawdą, że apteki indywidualne nie mogą konkurować z sieciami, gdyż te z racji wielkości uzyskują lepsze warunki u producentów i hurtowników. Apteki indywidualne od lat działają bowiem w grupach zakupowych, tworząc różnego rodzaju sieci wirtualne, powiązania funkcjonalne i operacyjne (obecnie ponad połowa aptek indywidualnych działa w ten sposób). Część aptek indywidualnych nie chce jednak lub nie umie korzystać z nowoczesnych narzędzi dostępnych na rynku aptecznym.
Pomysł zamknięcia rynku farmaceutycznego dla nie-farmaceutów nawiązuje do rozwiązań obowiązujących w niektórych krajach europejskich. Aktualnie zasada „apteka dla aptekarza" w różnych formach występuje w 12 z 28 państw UE. Co ważne, w Europie przeważa trend do łagodzenia ograniczeń, szczególnie widoczny jest odwrót od zasady „apteki dla farmaceuty".
W ostatnich latach zrezygnowały z niego Holandia, Portugalia, Bułgaria, Litwa oraz Islandia i Norwegia. Aktualnie toczą się prace parlamentarne nad zniesieniem tej zasady we Włoszech. Systemy zamknięte są bowiem drogie dla płatnika publicznego i pacjenta.
- Zresztą, w obecnych czasach łączenie własności przedsiębiorstwa z wykonywaniem danej profesji jest anachronizmem. Idąc tokiem rozumowania lobby aptekarskiego, szpitale powinny należeć wyłącznie do lekarzy, linie lotnicze do pilotów, a gazety do dziennikarzy –czytamy w komentarzu.
Jedynym państwem, które wprowadziło w ostatnim czasie zasadę „apteki dla aptekarza" są Węgry. Jednak węgierska reforma de-liberalizacyjna z 2010 roku miała charakter powrotu do systemu zamkniętego, który od lat obowiązywał w tym kraju (z wyłączeniem okresu 2007-2010). Jak wynika z treści raportu węgierskiego rządu na temat skutków reformy, w istocie poprawiła ona zyskowność aptek. Nie przyniosła jednak skutków dla pacjentów w postaci niższych cen czy większej dostępności.
Czytaj: Apteki tylko dla farmaceutów>>>
Według związkowców pomysł ministra Łandy nie znajduje także usprawiedliwienia w dbałości o zdrowie publiczne, ponieważ apteki prowadzone przez farmaceutów i nie-farmaceutów obowiązują te same regulacje, nie ma różnic między standardem świadczenia usług farmaceutycznych w zależności od tego, kto jest właścicielem apteki. W każdej aptece, bez względu na jej własność, musi być zatrudniony i stale obecny kierownik apteki, którym może zostać wyłącznie farmaceuta z odpowiednim stażem i kwalifikacjami.
Standard świadczenia usług wyznacza i nadzoruje inspekcja farmaceutyczna. To od jej sprawności, a nie formy własności apteki, zależy jakość obsługi pacjenta. Inspekcje nadzoru farmaceutycznego prowadzone w Polsce w ciągu szeregu lat nie pozwalają na wyprowadzenie wniosków o wpływie własności apteki na sposób jej działania - placówki sieciowe nie są nadreprezentowane wśród aptek karanych za różnego rodzaju nieprawidłowości.
Według związkowców rozbicie sieci aptecznych spowoduje także ponowne obniżenie siły zakupowej aptek, a więc zlikwiduje mechanizm obniżania cen leków dla pacjentów.