Zwolennicy definiują naprotechnologię jako technologię naturalnej prokreacji. Jej prekursorem jest profesor Thomas W. Hilgers z Omaha, Nebraska, USA, który zafascynował się przesłaniem z encykliki „Humanae Vitae” papieża Pawła VI na 4 roku studiów medycznych. Od ponad 30 lat rozwija NaProTECHNOLOGY – Technologię Naturalnej Prokreacji reprezentującą katolicką odpowiedź na główny nurt praktyk, procedur i paradygmatów współczesnej medycyny reprodukcyjnej.
 
W latach 80-tych XX stulecia Hilgers z współpracownikami założył Instytut Papieża Pawła VI w Omaha. Wcześniej na Jezuickim Uniwersytecie Creightona opracował Creighton Model FertilityCare System – popularną w Ameryce metodę naturalnego planowania rodziny, opartą na metodzie Billingsów. Rozwojem, edukacją i badaniami naukowymi zajmują się również: powstała w 1981 roku The American Academy of FertilityCare Professionals z siedzibą w St.Louis oraz założony w roku 2000 International Institute of Restorative Reproductive Medicine z siedzibą w Londynie.
 
Naprotechnologia zajmuje się usuwaniem czynników stojących na przeszkodzie naturalnemu poczęciu. W wielu przypadkach może pomóc zmiana stylu życia, sposobu odżywiania, leczenie zakażeń jąder lub policystycznych jajników, usuwanie zrostów i mięśniaków macicy czy udrażnianie jajowodów (które może być przyczyną nawet 1/3 przypadków niepłodności ).
 
- Zwolennicy in vitro i naprotechnologii nie mogą się porozumieć. Wynika to między innymi z braku tego rodzaju spotkań. Gdy się spotykamy, możemy sobie wypunktować pewne nieścisłości z obu stron, ale także dojść do wspólnych wniosków. Chodzi o to, by w merytorycznej dyskusji ustosunkować się do poglądów drugiej strony - i być może spotkać się w pewnym punkcie – choć oczywiście różnice pozostanę – powiedział profesor Włodzimierz E. Baranowski, przewodniczący komitetu naukowego konferencji.
 
- Liczbę bezpłodnych par, którym nie udaje się pomóc ani naprotechnologią, ani in vitro niektórzy oceniają nawet na 50 procent, ale moim zdaniem jest ich znacznie mniej. Bywa, że komórka jajowa danej kobiety nie może ulec zapłodnieniu przez plemnik konkretnego mężczyzny z powodu dotychczas niewyjaśnionych zaburzeń molekularnych. Jednak gdy się rozstają , nie maja problemu ze spłodzeniem dziecka z innym partnerem - mówił.
 
Jedną z przyczyn niepłodności może być odkładanie macierzyństwa czy ojcostwa na później.
- W moim warszawskim gabinecie pacjentki w wieku 37 i więcej lat pytane, jak planują swoją przyszłość reprodukcyjną często odpowiadają, że dziecko planują dopiero za 2-3 lata, że mają już kandydata na ojca, ale jeszcze nie są zdecydowane. Tymczasem prostą wiedzą biologiczną jest to, że po 35. roku życia możliwości prokreacyjne obniżają się dość dramatycznie – z różnych względów. W dawnym niemieckim podręczniku Pschyrembla kobiety, które rodziły po raz pierwszy w wieku 25 lat nazywano "starymi pierwiastkami". Teraz większość kobiet rodzi po 25 roku życia – zaznaczył profesor Baranowski.
 
Naprotechnologów na konferencji reprezentował między innymi dr Maciej Barczentewicz, prezes Zarządu Fundacji Instytutu Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im Jana Pawła II (prywatnie ojciec jedenaściorga dzieci – dziesięcioro własnych i jedno adoptowane).
 
Przytoczył kilka przypadków, w których proste badanie pozwoliło wykryć przyczynę niepłodności i spłodzić zdrowe potomstwo. Pomocna bywa zarówno konsultacja psychologa, jak i właściwa dieta mężczyzny pragnącego zostać ojcem lub rozpoznanie niewykrytego wcześniej procesu zapalnego, który pogarszał jakość nasienia.
 
Dr Barczentewicz zaznaczył, że takie same metody, będące po prostu rzetelną medyczną diagnostyką stosuje wiele ośrodków na świecie - choć nie nazywają ich naprotechnologią- Czym jest nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało – zacytował Szekspira.
 
IV Międzynarodową Konferencję Naukową „Niepłodność plagą zdrowotną XXI wieku” zorganizowało Europejskie Stowarzyszenie Promocji Zdrowia „Pro-Salutem”.(pap)