Wyrok nie jest prawomocny.
Skazany ma też zapłacić około 16 tys. zł kosztów sądowych. Prokuratura chciała surowszej kary, na razie nie wiadomo, czy będzie składała apelację. Zaskarżenie wyroku zapowiedziała już obrona, która chciała uniewinnienia.
W oparciu o zebrane dowody, a przede wszystkim o opinie biegłych powołanych w śledztwie, prokuratura oskarżyła lekarza o nieumyślne narażenie pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
Według śledczych, w połowie 2013 roku - "w ramach wykonywanych obowiązków i będąc zobowiązanym do opieki nad pacjentką" - nie wykonał on istotnych badań, zbyt długo stosował jeden z leków, a także podejmował "nieprawidłowe decyzje co do medycznych procedur" w trakcie leczenia.
W ocenie prokuratury, wskutek zignorowania objawów sepsy nie została na czas podjęta decyzja o usunięciu u kobiety jednej z nerek. W październiku 2013 roku kobieta zmarła.
Oskarżony lekarz przez całe postępowanie nie przyznawał się do zarzutów. Na początku procesu mówił, że nie był tzw. lekarzem prowadzącym tej pacjentki oraz że - od czerwca do października 2013 roku - leczeniem kobiety zajmowało się kilkunastu lekarzy, między innymi z oddziału urologii Szpitala Wojewódzkiego w Białymstoku, oddziału intensywnej terapii czy poradni urologicznej tej lecznicy.
Sąd rejonowy uznał go jednak za winnego.
Sędzia Aneta Kamieńska zaznaczyła, iż sprawy dotyczące błędów lekarskich wymagają korzystania z wiedzy specjalistycznej. W tym procesie kluczową opinię przygotowali biegli z Wrocławia, którzy - na podstawie dostępnej dokumentacji medycznej - uznali, iż w czasie hospitalizacji pacjentki doszło do długiej listy nieprawidłowości.
Sędzia przywoływała też opinię uzupełniającą tych biegłych, z której wynikało, że do powikłań skutkujących zgonem kobiety mogło dojść nawet przy prawidłowym leczeniu.
Cytując tę opinię mówiła, że nie można uznać, iż następstwem działania oskarżonego lekarza było spowodowanie śmierci pacjentki, ale - z drugiej strony - właściwe jej leczenie dawało szanse na wyleczenie i zapobieżenie zgonowi. - Nie były to szanse zerowe - cytowała sędzia opinię tych specjalistów.
Sędzia Kamieńska mówiła też, że nie można przyjąć stanowiska obrony, iż właściwie za przebieg leczenia każdego pacjenta na oddziale odpowiada jego ordynator, bo podejmuje kluczowe decyzje. Sąd uznał też za udowodnione, w oparciu o zgromadzoną dokumentację medyczną, że to oskarżony lekarz "odpowiadał za prowadzenie procesu terapeutycznego i procesu leczenia tej pacjentki".
Karę pół roku więzienia w zawieszeniu sąd uznał za "adekwatną do stopnia zawinienia, okoliczności czynu, społecznej szkodliwości, a w szczególności - do naruszonych reguł postępowania" z pacjentką.
Sędzia mówiła też, iż nie było w wyroku rozstrzygnięć co do ewentualnego obowiązku naprawienia szkody czy zadośćuczynienia, bo nie było takich żądań ze strony oskarżyciela posiłkowego. Ma on do tego otwartą drogę cywilną. (pap)