Resort nauki swoją niedawną ingerencję w wykaz czasopism tłumaczył m.in. tym, że bez tego wiele uczelni straci możliwość prowadzenia szkół doktorskich. Choć nie usprawiedliwia to arbitralnych zmian i – co za tym idzie – manipulowania wynikami ewaluacji, to jeżeli chodzi o nagłą utratę uprawnień, przepisy nie są szczególnie precyzyjne.

Po wrzutkach na listę czasopism ewaluacja uczelni może rozstrzygnąć się w sądzie>>

 

Zapewnić, ale czy zapłacić

Uczelnia z kategorią niższą niż B+ nie ma prawa kształcić doktorantów – dzieje się to z końcem roku akademickiego, w którym wystąpiła ta okoliczność. Kwestię tę reguluje art. 206 ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. - A zatem w przypadku uzyskania kategorii B lub C podmiot prowadzący szkołę doktorską  ma pewne obowiązki: zapewnienia doktorantom możliwość kontynuowania kształcenia w innej szkole doktorskiej – mówi dr hab. Grzegorz Krawiec, prof. Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. - Chodzi o doktorantów przygotowujących w danej dyscyplinie rozprawę doktorską – tłumaczy.

Problem w tym, że nie bardzo wiadomo, co konkretnie mieści się w pojęciu „zapewnić” i kto ma ponosić koszty kształcenia doktoranta na nowej uczelni. - Nie zostało to doprecyzowane w ustawie - mówi prof. Jerzy Pisuliński, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Zwracaliśmy uwagę na to, że w przepisach jest luka. Ustawa obliguje uczelnię do zapewnienia możliwości kontynuowania kształcenia w innej szkole doktorskiej, tylko nie wiadomo do końca, co to znaczy. Powstaje choćby pytanie, czy uczelnia, w której doktorant się kształcił, ma pokrywać dalej koszty jego kształcenia? Czy ma przekazać innej uczelni część subwencji? Bo przecież to się będzie działo w trakcie roku budżetowego. Środki na stypendia uczelnia otrzymuje w ramach subwencji, a przecież jak uczelnia nie ma doktorantów, to nie dostaje na ich kształcenie subwencji - tłumaczy. 

Dodaje, że dostanie ją ta druga uczelnia, która teraz prowadzi szkołę doktorską, ale dopiero może to nastąpić w kolejnym roku budżetowym, czyli przez minimum trzy miesiące doktoranci nie otrzymywaliby stypendium, albo uczelnia, prowadząca szkołę doktorską, do której zostaliby "przeniesieni" doktoranci, musiałaby z własnych środków pokrywać koszty wypłaty ich stypendiów. Do przekazania subwencji brak jest bowiem w ustawie podstawy prawnej, a przecież najczęściej chodzić będzie o jednostki sektora finansów publicznych, w których obowiązują zasady dyscypliny budżetowej - podkreśla prof. Pisuliński.

 

 

Doktorant pozbawiony wyboru

Jeszcze ciekawej robi się, gdy weźmiemy pod uwagę sytuację osobistą doktoranta, który zupełnie nie ponosi winy za to, że wybrana przez niego uczelnia straciła uprawnienia. Mało prawdopodobne, by obojętne mu było to, w jakim mieście i na jakiej uczelni podjął studia. A w niektórych dyscyplinach trudno będzie o alternatywę. - Co stanie się np. gdy będzie chodzić o rzadką dyscyplinę, np. astronomię. Załóżmy, że szkoły doktorskie są tylko w Krakowie i w Gdańsku, a uczelnia w Krakowie straci uprawnienia. Czy uczelnia w Gdańsku ma obowiązek przyjąć doktorantów z Krakowa? Ustawa w art. 206 ust. 2 stanowi jedynie, że w braku szkoły doktorskiej uczelnia, która utraciła uprawnienia, musi pokryć koszty postępowania o nadanie stopnia w trybie eksternistycznym w innej jednostce. Tylko w jaki sposób doktorant ma przygotować doktorat - przecież miał go napisać w ramach kształcenia w szkole doktorskiej, pod opieką konkretnego promotora - zastanawia się prof. Pisuliński.

Co więcej może się zdarzyć, że doktorant na zajęcia stacjonarne będzie musiał dojeżdżać na drugi koniec Polski. Przepis nie daje nawet odpowiedzi na pytanie, czy w doktorant, który ma rodzinę i pracę w Krakowie musi bezkrytycznie zgodzić się na to, że od nowego roku akademickiego będzie musiał na studia dojeżdżać kilkaset kilometrów.

 

Przepis nie zabezpiecza interesów

Problemem zajmuje się Krajowa Reprezentacja Doktorantów, która zamierza rozmawiać na ten temat z Ministerstwem Edukacji i Nauki. Chodzi o wypracowanie rozwiązań zabezpieczających interesy doktorantów. - Zapewnienie doktorantom możliwości kontynuowania kształcenia w innej szkole doktorskiej powinno uwzględniać ich potrzeby oraz sytuację życiową – mówi Prawo.pl mgr Wojciech Kiełbasiński, Rzecznik Praw Doktoranta Krajowej Reprezentacji Doktorantów. - Arbitralne narzucenie szkoły doktorskiej, gdzie doktoranci mieliby kontynuować kształcenie, byłoby sprzeczne z podstawowymi zasadami obowiązującymi w szkołach wyższych. Można wyobrazić sobie sytuację, w której doktorant musiałby zmienić miejsce zamieszkania w celu kontynuowania kształcenia. Próba narzucenia mu tego odgórnie nie może spotkać się z naszą aprobatą – tłumaczy.

Dodaje jednak, że wspomniany już art. 206 PSWiN na te pytania nie odpowiada, a tym samym nie zabezpiecza interesów doktorantów.
- Na razie skupiamy się na rozmowach oraz próbie wypracowania rozwiązań, które zapobiegną niepożądanym sytuacjom – mówi.