"Łukasiewicz" powstał z inicjatywy dwóch resortów - Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju. Ustawą powołującą do życia nowy podmiot zajmie się w czwartek Sejm.
Instytuty zachowają osobowość prawną
W skład sieci wejdzie 38 instytutów, które zatrudniają osiem tysięcy pracowników. Przychody tych jednostek szacowane są na 1,5 mld zł, co oznacza, że będzie to trzecia co do wielkości tego rodzaju sieć w Europie.
- Chcemy, by przedsiębiorcy, którzy chcą się rozwijać, mogli łatwiej sięgnąć po możliwości, jakie daje im nauka - mówił wiceminister nauki Piotr Dardziński, omawiając w środę cele powołania nowej sieci. - Nie zależy nam, by tworzyć centra, które będą miały charakter wyłączności, ale zalążki do budowania konsorcjów - dodał.
W założeniu "Łukasiewicz" pomagać ma naukowcom i przedsiębiorcom - ci ostatni będą mogli w łatwy sposób zlecić realizację jakiegoś projektu. Obecnie nastręcza to wiele trudności, zwłaszcza gdy projekt jest interdyscyplinarny, bo działania instytutów nie są na ogół koordynowane.
Jak podkreślał wiceminister nauki, realizacja projektu umożliwi stworzenie kompleksowych usług badawczych dla przedsiębiorców i zapobiegnie dublowaniu aparatury badawczej.
To poszczególne ministerstwa decydowały, czy podległe im jednostki wejdą w skład "Łukasiewicza" - wszystkie instytuty zachowają osobowość prawną i będą posługiwały się dotychczasową nazwą. Do sieci nie wejdą instytuty zdrowotne, za to należeć będą do niej te związane z materiałoznawstwem, robotyką i automatyzacja.
Resort nauki szacuje, że 2018 r. koszty funkcjonowania Centrum wyniosą 25 mln zł, a w kolejnych 10 latach będą wynosić po 17,5 mln zł rocznie. Największa część (ok. 13,4 mln) zostanie przeznaczona na wynagrodzenia.
Uczelnie nie będą mogły wchodzic w skład sieci, ale mogą z nią współpracować. W ustawie znalazł się zapis, że instytuty należące do "Łukasiewicza" nie będą mogły nadawać tytułów naukowych, co ma zachęcać do bliższej współpracy z ośrodkami uniwersyteckimi.