Katarzyna Kubicka-Żach: Jak ocenia Pan zmiany w prawie wyborczym?
Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic, prezes Związku Miast Polskich: Zmiany dotyczące Kodeksu wyborczego oceniam zdecydowanie negatywnie. Samą ich filozofię postrzegam bardzo źle, to odejście od systemu sędziowsko-samorządowego na rzecz rządowo-partyjnego. To już wzbudza niepokój, bo należy sobie zadać pytanie: czemu ma to służyć? Twierdzę, że od 1990 roku wszystkie wybory były uczciwe, zdarzały się jedynie marginalne przypadki nieprawidłowości, więc nie było żadnego dobrego uzasadnienia dla takiej zmiany. Teraz może dojść do tego, że Krajowe Biuro Wyborcze może być upolitycznione, tzn. złożone z ludzi delegowanych przez partie polityczne.
Czy zmiany mogą nieść za sobą zagrożenia?
- Odejście od wykonywania czynności organizacyjno-technicznych przez samorząd wydaje mi się ryzykowne i może prowadzić do chaosu. Transmisje z lokali wyborczych nie mają moim zdaniem większego sensu. Sposób przeprowadzenia tego projektu w parlamencie i obecnie jego realizacja bardzo źle wygląda.
Jak może wpłynąć na organizację wyborów powierzenie funkcji urzędników wyborczych osobom spoza gminy?
- Może to być problem natury generalnej, bo teraz organizacja wyborów nie zależy już od nas, samorządów. Staram się nagłośniać, że to już nie samorząd będzie organizował wybory, tylko urzędnicy wyborczy, którzy mają być wyłonieni w dość skomplikowany sposób. Taka osoba powinna być fachowcem, mieć wyobrażenie na temat wyborów i sposobu ich przeprowadzenia, ale będzie mogła pracować wyłącznie na obcym terenie.
Co to oznacza?
- Że to może się w ogóle nie udać. Po pierwsze urzędnicy z kompetencjami mogą się po prostu nie zgłosić. Ci, którzy są fachowcami, wiedzą, jakie jest obecnie ryzyko pełnienia tej funkcji.
Osoby te będąc zatrudnionymi w swoich miejscach pracy, nie będą chciały, za być może niższą niż ich obecna pensję urzędnika wyborczego, podjąć ryzyka na obcym terenie. Jeśli więc znajdzie się kilka tys. urzędników wyborczych, to mogą nie być kompetentni, a skoro na nich opiera się organizacja wyborów, to może wiele rzeczy szwankować.
Na przykład które?
- Kamery – wciąż nie rozstrzygnięto, czy ich zakup będzie organizowany na poziomie centralnym, czy na poziomie gmin, powiatów i województw. Wolałbym, żeby były centralne, bo wtedy organizuje się jeden przetarg. Podejrzewam jednak, że w tak krótkim czasie nie da się tego zrobić. Jeżeli ta kwestia zostanie zrzucona na gminy, to oczywiście też będziemy mieli z tym problemy. Do tego dojdą łącza i zapewnienie całej obsługi informatycznej.
Nie ma na to pieniędzy, dlatego że kwota na organizację wyborów zapisana w budżecie państwa powinna być o wiele wyższa. Zapis w budżecie musi być zmieniony, co też wymaga czasu. Potem te środki muszą znaleźć się na kontach KBW, dopiero wtedy można zacząć działania. Trzeba pamiętać o tym, że konieczne jest zabezpieczenie finansowe, żeby nie przekroczyć dyscypliny finansów publicznych, czyli nie podjąć zobowiązań, nie mając na to zagwarantowanych środków.
Kiedy muszą do gmin wpłynąć pierwsze środki na cele związane z wyborami?
- Część zadań wyborczych miast i gmin jest finansowana cały czas, np. prowadzenie rejestrów wyborców - z tym nie powinno być problemów. Inne kwestie będą wynikały z zadań zleconych, które są przypisane samorządom w ustawie i, co może ważniejsze i trudniejsze, na podstawie porozumienia, które miasto zawrze z KBW.
Urzędników nie ma, nie wiadomo, co w tym porozumieniu ma się znaleźć. Powinno być ono kompletne, czyli zadania zlecone i czynności, jakie będą wynikały z porozumienia powinny stanowić 100 proc. obowiązków i zadań gmin. Jeśli wyjdzie coś nadzwyczajnego, to mogą pojawić się kłopoty. Do tej pory samorządy mogły finansować nagłe potrzeby. Teraz obawiam się, że będzie to niemożliwe.
Dlaczego?
- Po pierwsze dlatego, że nie ma podstawy prawnej finansowania czegoś, co nie jest ani zadaniem zleconym, ani nie wynika z umowy, a urzędnicy wyborczy nie mają żadnego zaplecza. Miasto czy gmina jest kompletne, jeśli chodzi o usługi komunalne, społeczne, jak się coś dzieje, to mamy swoje służby, instytucje, straże i tak dalej. Nie wiem, jak będzie to funkcjonowało, ale mam sporo wątpliwości. Jestem przekonany, że będą napięcia, a potem szukanie winnych. Najłatwiej wtedy będzie obciążyć samorządy, bo one nie mają jak się bronić. Z wyprzedzeniem więc teraz mówimy, że to nie samorządy organizują wybory. Jest zmiana i chaos może być właśnie z tego powodu.
Szukasz więcej informacji dotyczących samorządu?
Poznaj LEX Administracja >>
Zdobądź wiedzę, dzięki której Twoja praca stanie się łatwiejsza
Jednak samorządy mają współpracować z urzędnikami wyborczymi. Jak Pan wyobraża sobie takie współdziałanie?
- Praktyką było, że samorządy do składów komisji obwodowych powoływały pracowników jednostki, w której mieściły się lokale, np. był to dyrektor szkoły, jeśli lokal wyborczy mieścił się w szkole. Było to praktyczne, bo to on ma dostęp do pomieszczeń szkolnych i wiedzę o niezbędnym wyposażeniu – kluczach, zabezpieczeniu itd. Teraz nie będzie można już powołać pracowników jednostki do komisji, więc nawet taki drobiazg może okazać się kosztowny, bo trzeba będzie zapłacić dodatkowo ludziom za obecność w sobotę, niedzielę czy może i poniedziałek.
W ustawy wynika, że samorząd zobowiązany jest do obsługi urzędników wyborczych i świadczenia usług, ale urzędnikom wyborczym są przypisane bardzo konkretne zadania, takie jak szkolenia, powołanie komisji wyborczych. Może być m.in. problem ze znalezieniem kandydatów do komisji. Nie są to wysokopłatne zajęcia, a zdarzało się, że kiedy chętni dowiadywali się, jakiego typu to praca, to rezygnowali. Teraz możliwe, że ta skala rezygnacji będzie jeszcze większa i trzeba będzie w ostatniej chwili uzupełniać składy komisji, a powinien być zapas czasu na przeszkolenie tych osób. Ten chaos trzeba będzie opanować, a nie jest to już zadanie samorządu.
Ustawa ma na celu zwiększenie udziału obywateli w wybieraniu organów publicznych. Czy Pana zdaniem tak się stanie?
- Wybory miały być bardziej transparentne i dostępne dla mieszkańców. Tymczasem w wyborze komisji gminnych, miejskich, powiatowych oraz obwodowych lokalne komitety, które powszechnie wygrywają w Polsce wybory samorządowe, mają ograniczony dostęp, bo jest bardzo silna preferencja dla partii politycznych. To dla ich przedstawicieli są zagwarantowane miejsca w komisjach wyborczych.
To moim zdaniem poważna sprawa, bo ma związek z kontrolą nad przebiegiem wyborów dokonywaną na bieżąco i potem podczas liczenia głosów i ogłaszania wyników. Na 9 miejsc 6 przypada partiom politycznym, pozostałe 3 mogą być dla lokalnych komitetów, których zazwyczaj jest więcej, odbędzie się więc losowanie. W Gliwicach komitet niepartyjny, który wygrywa od lat i ma najwięcej mandatów, obecnie 40 proc. w radzie miasta, może wcale nie mieć swojego przedstawiciela w komisji miejskiej. To oddalenie obywateli od wyborów, a nie przybliżenie.
Jakie są plusy i minusy ograniczenia liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów?
- Mam tutaj poparte solidnymi argumentami negatywne zdanie. I nie chodzi tu o mój staż w samorządzie. Doświadczenia z ponad dwudziestoletniego kierowania związkami samorządowymi – najpierw dużym regionalnym Śląskim Związkiem Gmin i Powiatów i obecnie od kilku lat Związkiem Miast Polskich – wskazują jednoznacznie, że im większa stabilność władzy wykonawczej w mieście czy gminie, tym szybszy rozwój i wyższe osiągnięcia samorządu.
Dysponuję wnioskami z analizy rankingów, z których wynika, że jest 6-krotna różnica wyników na korzyść miast, gdzie prezydent jest trzecią lub kolejną kadencję, w stosunku do tych, którzy są pierwszą kadencję. Widać na tym przykładzie, jak system wyborczy eliminuje tych, którzy nie mają wyników. Pomysł wprowadzenia limitu kadencji wynika kalkulacji politycznej. Takie postępowanie nie ma wiele wspólnego z dobrem publicznym , jest szkodliwe dla państwa. Eliminuje się wtedy naturalnych liderów, którzy się sprawdzili. A nadmiaru liderów w Polsce nie mamy.
Dostrzega Pan korzyści w zmianach w prawie wyborczym?
- Korzyści, jeśli jakieś są, są niezauważalne, za to zagrożeń i niezrozumiałych zmian jest tam dużo. Byłoby jeszcze więcej, gdybyśmy nie walczyli o pewną racjonalność, bo pierwotny projekt zawierał jeszcze więcej negatywnych rozwiązań.
A czy zamierza Pan kandydować w tegorocznych wyborach?
- Mam jeszcze trochę czasu na decyzję. Warunki są zniechęcające, samorządność jest ograniczana, widzę coraz mniej możliwości skutecznego działania i coraz więcej zagrożeń. To nie są warunki do realizowania się przez ludzi, którzy mają pasję, są kreatywni i samodzielni. Państwo jest centralizowane i dla samorządu jest coraz mniej miejsca.
Dziękuję za rozmowę.