Przepisy już od lat umożliwiają wspólne zakupy. Miasta i gminy wciąż nie chcą współpracować. Rząd planuje stosować centralne zamówienia.
Od 2006 r. obowiązują w Polsce przepisy, które pozwalają na powołanie tzw. centralnego zamawiającego. Zamiast kupować po dwa, trzy samochody dla każdego ministerstwa osobno, mógłby on rozpisać jeden przetarg na kilkadziesiąt aut dla wszystkich resortów i urzędów. Według szacunków łączenie zamówień może przynieść nawet kilka miliardów oszczędności rocznie. W jedynym jak dotychczas centralnym przetargu – na usługi telefoniczne dla administracji – symulacja pokazuje wydatki o 24 mln zł niższe od tych, które byłyby konieczne, gdyby każdy resort sam udzielał zamówienia. O ile rząd zaczyna myśleć o centralizacji zamówień, o tyle samorządy nie podejmują tematu. A inny przepis tej samej ustawy pozwala im wprost na wspólne udzielanie zamówień. W wypadku jednorazowych dostaw np. samochodów centralny zamawiający może zebrać w całej administracji dane o liczbie i specyfice potrzebnych pojazdów. Następnie rozpisuje jeden duży przetarg, a zakupione auta trafiają do poszczególnych resortów czy urzędów. W wypadku zamówień powtarzalnych, np. na papier do drukarek i ksero, centralny zamawiający może niejako sam zostać dostawcą. Zamówi bowiem sam większą partię papieru i od niego będą w miarę potrzeb brać go inne jednostki administracji. Nie musi to oznaczać konieczności magazynowania towarów. W umowie może być zapisane, że firma dostarczać go będzie sukcesywnie do danego ministerstwa. Dobrym sposobem na tego rodzaju zamówienia może być umowa ramowa.
Opracowanie: Anna Dudrewicz.
Źródło: Rzeczpospolita, 12 sierpnia 2010 r.