"Badania pokazują bardzo wyraźnie, że kwestia referendum rozstrzygnie się niedużymi liczbami uczestników" - powiedział dziennikarzom w Sejmie premier Donald Tusk. Zaznaczył, że z badań tych wynika, że około jedna czwarta warszawiaków chce odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, a trzy czwarte nie chce.
"Chciałbym zwrócić się do wszystkich warszawiaków, ale też do całej opinii publicznej - to nie jest żadna arogancja ani chęć bojkotowania referendum, kiedy mówimy bardzo otwarcie: nie idźcie na to referendum, bo to jest sposób na wsparcie, na ochronę prezydent Gronkiewicz-Waltz" - zaapelował Tusk.
Jak tłumaczył, "kto chce odwołania pani prezydent, idzie na referendum, bo ono jest zwołane po to, aby odwołać panią Hannę Gronkiewicz-Waltz; niepójście na referendum nie jest bojkotem, nie jest odwracaniem się plecami, tylko jest skutecznym sposobem obrony prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz przed panami Kaczyńskim i Guziałem".
Dlatego, jak tłumaczył Tusk, wraz z prezydentem Bronisławem Komorowskim mieli potrzebę "publicznie powiedzieć: chcesz obalić prezydent Gronkiewicz-Waltz razem z Jarosławem Kaczyńskim i innymi inicjatorami tego referendum, idziesz na referendum i masz do tego pełne prawo".
"Ale trzeba mieć świadomość, że jak się idzie na to referendum, bo takie są przepisy, to idzie się tak naprawdę pomóc tym, którzy chcą odwołać, nawet jak się chce zagłosować za Hanną Gronkiewicz-Waltz. Jeśli nie chcę odwołania, nie uczestniczę w referendum" - przekonywał premier. Tusk dodał, że mówi to jako "mieszkaniec Warszawy, przyjezdny, czyli, jak niektórzy to nazywają, +słoik+".
Jego zdaniem, nie ma nic dziwnego w tym, że czasami politycy są za referendum, a czasami przeciw. "Skoro ja głęboko wierzę w to, że Hanna Gronkiewicz-Waltz jest dobrym prezydentem, to mówię: +nie idźcie jej odwoływać+; jeśli uważam, że jakiś prezydent miasta jest dla tego miasta zagrożeniem czy czymś bardzo złym, to mówię: +odwołajcie go+" - podkreślił Tusk. Jak dodał, "to nie jest ani hipokryzja, ani łamanie reguł gry".
Referendum w sprawie odwołania Gronkiewicz-Waltz, które odbędzie się w najbliższą niedzielę, będzie ważne, jeśli do urn wyborczych pójdzie 3/5 wyborców, którzy uczestniczyli w wyborach prezydenta Warszawy w 2010 roku, czyli co najmniej 389 430 osób. Gdyby niedzielne głosowanie okazało się prawnie wiążące, prezydent zostanie pozbawiona stanowiska, jeśli za jej odwołaniem opowie się większość głosujących.