Faktem jest, że dzisiaj kryterium najniższej ceny, jest tak na prawdę jedynym powszechnie obowiązującym. Z jednej strony dzięki temu administracja, samorządy i spółki Skarbu Państwa oszczędzają. Z drugiej strony, chociażby przy budowie autostrad, na efekty niskiej ceny nie trzeba czekać długo. Staje się powodem opóźnień czy też upadłości podwykonawców. A autostrady to niejedyny przykład.
– Ponad 95 proc. przetargów publicznych rozstrzyga się wyłącznie w oparciu o kryterium najniższej ceny; dlatego NIK opowiada się za nowelizacją ustawy o zamówieniach publicznych – mówił w czerwcu prezes Kwiatkowski, zapowiadając walkę z tym kryterium.
Problem w tym, że NIK krytykuje nadużywanie kryterium taniości ale jednocześnie to samo kryterium stosuje u siebie. Jak dowiadujemy się z „DGP”, Izba ogłosiła szesnaście przetargów, z czego w 14-stu z nich jedynym argumentem wyboru oferty ma być najniższa cena, w pozostałych dwóch stanowi ona 70 proc. oceny ofert. W tym momencie jasne jest to, kto wygra przetarg.
Paweł Biedziak rzecznik prasowy NIK tłumaczy, że to jednak zamówienia powtarzane, na gotowe produkty i nie ma wśród nich dużych, bardziej skomplikowanych przetargów. – Poza tym zawsze w zamówieniu formułujemy wymogi jakościowe, a w wypadku zaoferowania rażąco niskiej ceny analizujemy dokładnie ofertę – zaznacza rzecznik.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna