Według prokuratury Dariusz Piontkowski (zgadza się na podawanie jego danych w mediach), już po odwołaniu go przez radnych sejmiku województwa podlaskiego z funkcji marszałka, podejmował jeszcze decyzje, do czego nie miał prawa. Zarzucono mu, że wieczorem, w dniu w którym został odwołany, podpisywał jeszcze dokumenty jako marszałek.
Jak ustaliła prokuratura, chodzi o umowy o pracę dla dwóch osób oraz dokumenty zmieniające wynagrodzenie oraz miejsce wykonywania pracy innej osoby. Według śledczych umowy nosiły wcześniejsze daty niż data, kiedy były podpisane. Według prokuratury Piontkowski musiał mieć świadomość, że podpisywane przez niego dokumenty są antydatowane.
Obecny poseł nie przyznaje się, sam zrzekł się immunitetu, by prokuratura mogła sprawę wyjaśnić. W śledztwie mówił, że był przekonany, iż kończy piastowanie urzędu z upływem dnia odwołania, a nie z momentem samego głosowania w tej sprawie.
W środę przed sądem Piontkowski mówił m.in., że ówczesna dyrektor Urzędu Marszałkowskiego, powołując się na swoje wieloletnie doświadczenie w administracji publicznej, powiedziała mu, iż uprawnienia marszałka województwa traci z końcem dnia, wobec czego może jeszcze do tego czasu podejmować decyzje.