Rzeczniczka katowickiej prokuratury Marta Zawada-Dybek powiedziała PAP w środę, że w postępowaniu badane jest, czy decyzje podejmowane przez zarząd przewoźnika były uzasadnione pod względem ekonomicznym i czy nie naraziły spółkę na straty. Chodzi m.in. o przetargi dotyczące taboru. Śledztwo obejmuje okres od września 2011 do listopada 2012 r.
W ramach postępowania zabezpieczono dokumentację przetargową, przesłuchano też pierwszych świadków - pracowników Kolei Śląskich. Poza prokuraturą czynności w tej sprawie wykonują też funkcjonariusze CBA. Śledczy określają sprawę jako skomplikowaną.
Składając zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, marszałek woj. śląskiego Mirosław Sekuła zarzucał poprzedniemu zarządowi Kolei Śląskich nadużycie uprawnień i niedopełnienie obowiązków oraz wyrządzenie szkody majątkowej zarówno spółce, jak i samorządowi województwa.
Według Sekuły kłopoty finansowe Kolei Śląskich, szczególnie te z grudnia ubiegłego roku, były spowodowane niewłaściwym działaniem zarządu i zaciąganiem przez niego zobowiązań finansowych, do których nie miał uprawnień.
Wysyłając do prokuratury zawiadomienie, zarząd woj. śląskiego opierał się m.in. na analizach danych bilansu spółki za ostatni rok i na wynikach prac ekspertów Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, którzy analizowali przyczyny problemów z realizacją rozkładu jazdy 2012/2013.
Minione lata dla Kolei Śląskich zakończyły się stratami – rok 2011 w wysokości 6,1 mln zł. Według wstępnych szacunków w tym roku straty przewoźnika wyniosą 54 mln zł, pod warunkiem wdrożenia programu naprawczego. Jeśli program nie byłby wdrażany, straty przekroczyłyby 110 mln zł.
Aby poprawić bieżącą sytuację przewoźnika, 25 lutego sejmik regionu zdecydował o krótkoterminowym pożyczeniu mu 6 mln zł na uregulowanie bieżących i najpilniejszych zobowiązań. Pożyczka ma być zwrócona w trzech miesięcznych ratach w lipcu, sierpniu i wrześniu tego roku - po obniżeniu kosztów przewoźnika wskutek wygaszania najmniej korzystnych umów.
W efekcie grudniowego chaosu na śląskich torach stanowisko stracił m.in. prezes Kolei Śląskich, kiedy wyszło na jaw, że zataił fakt trwania wytoczonego mu procesu dotyczącego działania na szkodę spółki z większościowym udziałem Skarbu Państwa, którą kierował ponad 10 lat temu. W związku z sytuacją na kolei do dymisji podał się marszałek woj. śląskiego Adam Matusiewicz (PO). Matusiewicz mówił wówczas, że czuje się przez byłego prezesa "oszukany i okłamany".
Sytuację na kolei udało się opanować pod koniec ubiegłego roku. Pierwszym dniem roboczym, w którym Koleje Śląskie przywróciły kursowanie pociągów na wszystkich możliwych trasach, był 31 grudnia.