Opłata za parkowanie pobierana przez władze miasta jest podatkiem szczególnego rodzaju. Danina uiszczana w parkometrach, inaczej niż inne podatki, nie służy przede wszystkim pozyskiwaniu pieniędzy na cele publiczne. Opłaty za parkowanie pełnią funkcję podobną do cen na rynku oraz działają jako tzw. podatek Pigou, czyli zniechęcają do podejmowania działań uważanych za szkodliwe społecznie. To, że musimy zapłacić za parkowanie w mieście, skłania do zostawienia samochodu w domu i skorzystania z innych środków transportu. Ponieważ jednak to samo spotyka innych, to gdy naprawdę będziemy potrzebować jechać do centrum, miejsce do zaparkowania bez problemu się znajdzie. Zgłaszane zapotrzebowanie na miejsca parkingowe dzięki opłatom jest bowiem mniejsze.
W jakimś sensie to nie opłaty są sztuczne, lecz anomalią jest parkowanie za darmo. Jeżeli dobro, jakim jest miejsce parkingowe, jest ograniczone, powinno mieć swoją cenę. Brak pobierania opłat oznacza sztuczne ustawienie opłaty na zerowym poziomie, a więc w pewnym sensie regulację cen znaną z poprzedniego ustroju. Wiemy przecież, że jedną z przyczyn tego, iż w sklepach za czasów PRL brakowało towarów, było administracyjne zaniżanie ich cen, przez co produkcja stawała się nieopłacalna. W efekcie po nieliczny towar ustawiały się kilometrowe kolejki. Jest to dobra analogia dla korków w mieście i zatłoczonych ulic. Opłaty za parkowanie pozwalają te problemy rozwiązać. Jednocześnie do budżetów miast trafiają z tego tytułu dodatkowe środki, które można przeznaczyć na inwestycje publiczne lub obniżyć inne podatki. Z tych powodów opisany mechanizm z powodzeniem stosuje się na całym świecie. Niestety najnowsze propozycje w tej sprawie mogą stanowić pierwszy krok w kierunku jego wypaczenia.
Opłaty parkingowe stanowią bowiem dla samorządów sporą pokusą łatwego zwiększania dochodów. Obawiam się, że całkowita swoboda w ich ustalaniu spowoduje, że rola korekcyjna zostanie zastąpiona przez rolę czysto fiskalną. Najwyraźniej widać to przy okazji parkowania w weekendy. Co do zasady nie ma oczywiście powodu, żeby soboty czy niedziele były wyłączone z płatnego parkowania. W polskich miastach jednak nie ma aż takiego ruchu, by należało go ograniczać także w weekendy. Nie ma też w tym czasie problemów z miejscami do parkowania – większość mieszkańców przebywa poza centrum i ulice nie są przepełnione.
Zamiast pozostawienia decyzji samorządom należałoby moim zdaniem lepiej doprecyzować warunki obowiązywania opłat za parkowanie. Od władz lokalnych powinno się wymagać, by ustanowiony zakres i poziom opłat odpowiadały zasadniczym celom, jakim te opłaty służą: zmniejszeniu zagęszczenia ruchu i zagwarantowaniu wolnych miejsc parkingowych. Idealną sytuacją byłoby, gdyby wysokość opłaty na bieżąco dostosowywana była do natężenia ruchu w danym dniu. Przykładowo parkowanie w piątki mogłoby być tańsze, skoro w tym dniu najmniej osób przyjeżdża do centrum. Z kolei w porach dnia, gdy natężenie ruchu jest większe, opłata mogła by być spokojnie wyższa tak, by nie dopuścić do zbytniego zatłoczenia parkingów i ulic.
W tej chwili zapewne tylko największe miasta stać byłoby na wprowadzenia takiego dynamicznego systemu ustalającego opłaty za parkowanie. Reszta musiałaby się zadowolić bardziej standardowymi rozwiązaniami. Dlatego, by nie zamienić opłaty korygującej na źródło dochodu, lepiej nie dawać miastom, które nie uzależniają opłat od natężenia ruchu, możliwości obciążania nimi kierowców w weekendy.
Autor, Maciej Bitner, jest głównym ekonomistą Wealth Solutions
Płatne parkowanie w niedzielę – za i przeciw
Do Sejmu niedługo trafi ustawa umożliwiająca samorządom pobieranie opłat parkingowych w weekendy oraz swobodne ustalanie ich wysokości w pozostałe dni tygodnia. Z perspektywy ekonomicznej jest to dobre rozwiązanie, ale trzeba zabezpieczyć się przed jego nadużywaniem.