Zgodnie z założeniami na modernizację polskiej armii do 2022 r. ma pójść, aż 131 mld zł. Trzy miesiące temu swoją działalność zainaugurowała Polska Grupa Zbrojeniowa, konsolidująca ponad 30 firm z sektora obronnego. Rocznie PGZ ma mieć obrót 4,5 mld zł i to właśnie ona ma realizować jak najwięcej zamówień dla wojska polskiego.
Napięta atmosfera przetargu na śmigłowce >>
A plany modernizacji armii są ogromne. Mowa o przetargu za blisko 8 mld zł na 70 śmigłowców wielozadaniowych oraz zakupie za 16 mld zł systemów obrony przeciwlotniczej średniego zasięgu w ramach programu "Wisła". Dalej czekają też m.in. system obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu Narew oraz śmigłowce szturmowe Kruk.
Jak pisze wyborcza.pl., zdaniem ekspertów z Fundacji Pułaskiego od planu do realizacji jest jednak daleko, jeśli spojrzeć na system zamówień obronnych i zwyczaje urzędników Ministerstwa Obrony Narodowej. W zamówieniach przyjmują oni bowiem, że jest to jednorazowa wymiana z góry określonych towarów lub zdolności.
- A układy między armią a producentem mają być wieloletnie, nie da się przewidzieć, co będzie się działo, i wszystko może ewoluować - mówi Maciej Olex-Szczytowski, doradca strategiczny międzynarodowych koncernów zbrojeniowych, a w latach 2005-07 prezes Agencji Mienia Wojskowego.
Ponadto, podstawowe ścieżki pozyskiwania sprzętu wojskowego wyszczególnione przez MON nie odpowiadają potrzebom rynku. Bo można kupić sprzęt prosto z półki, ale można też go adaptować na swoje potrzeby lub rozwijać od podstaw, opierając się na polskim przemyśle.
- I rzeczywiście, lepiej kupić licencję i pierwszą partię sprzętu, a potem produkować w Polsce. Od zera budować raczej nie ma co, bo zanim po wielu latach coś rozwiniemy, światowe technologie będą już na innym etapie - ocenia Olex-Szczytowski.
MON: termin w przetargu na śmigłowce ponownie przesunięty >>
Zdaniem ekspertów problemem jest też rzadkie pomijanie publicznego przetargu, gdy chodzi o zamówienia "o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa". W praktyce chodzi o zamówienie uzbrojenia u konkretnego producenta, a nie tego wyłonionego w publicznym przetargu. Z jednej strony gwarantuje to utrzymanie produkcji i dostaw krajowych producentów, nawet gdy sytuacja międzynarodowa jest napięta, a z drugiej pozwala to na ochronę krajowych producentów przed konkurencją.
Na pominięcie przetargu pozwala unijny art. 346 TFUE, ale w Polsce jest za rzadko stosowany do tego wydłuża procedurę, zamiast ją upraszczać.
- To gąszcz przepisów, w którym bierze udział 12 różnych jednostek. Polska procedura dochodzenia do art. 346 jest najbardziej zawiła w całej Unii Europejskiej. I jest to z mojej strony dyplomatyczne określenie - podsumował Olex-Szczytowski.
Źródło: wyborcza.pl