Program „Moje boisko – Orlik 2012”, którym chwali się rząd, okazał się dla gmin nie lada wyzwaniem organizacyjnym. Na 1500 zbudowanych boisk aż jedna trzecia, jak szacują eksperci, zawiera usterki i wady konstrukcyjne.
Orlikowy sezon zakończy się jutro. To wersja oficjalna. Według zaleceń Ministerstwa Sportu orliki powinny funkcjonować od 1 marca do końca listopada. W praktyce część gmin zamknęła swoje boiska już w połowie października. Problemem stał się brak tzw. animatorów sportu, którzy mają pilnować obiektów i zajmować się młodzieżą. Ale w innych miejscowościach powodem złego działania boisk są powtarzające się usterki, np. dziury w boisku, awarie prądu czy woda zalewająca szatnie. Program finansowania orlików skonstruowany jest tak, że 330 tys. daje budżet państwa, 330 tys. zł urząd marszałkowski, a resztę według uznania dopłaca gmina. A te dużo dopłacać nie chciały. Dlatego konkursy na budowę wygrywały nie te firmy, które robiły dobrze, ale te, które tanio. Gminy nie dbają też o konserwację boisk. Każdy obiekt co najmniej raz w miesiącu powinno się oczyszczać – a to koszt od 2 do 5 tys. zł, i dwa razy do roku zasypywać specjalnym granulatem, aby trawa się nie łamała. Jeśli właściciel nie będzie tego robił, może stracić prawo do reklamacji i będzie musiał wymieniać zniszczoną nawierzchnię na własny koszt (120 do 160 zł za 1 mkw.). A to średnio kosztuje 250 tys. zł. Ale wtedy może się okazać, że kolejne orliki, zamiast integrować młodzież, zamknięte na cztery spusty będą świecić pustkami. Z powodu braku sztucznej trawy.
Opracowanie: Anna Dudrewicz
Źródło: Gazeta Prawna, 30 listopada 2010 r.