Samorządy miast, w których parkowanie na chodnikach, trawnikach i innych miejscach zakazanych jest poważnym problemem, muszą z nim walczyć. Narzędziem, które do tego mają są mandaty, które wymierzane są zwykle w wysokości 100 złotych.
Czytaj: Prokuratura: Miasta zawyżają stawki za holowanie>>
To niezbyt surowa kara i być może powinna być wyższa, jeśli nie działa już odstraszająco, ale władze miast wydają się wiedzieć, że jest sposób na surowsze karanie niesfornych kierowców, a do tego jeszcze pozwalające nieźle zarabiać. Bo jak pokazuje prokuratura skarżąca uchwały rad wielu miast do sądów, rynkowy koszt holowania źle zaparkowanych pojazdów to nie więcej niż połowa stawki dopuszczalnej przez ustawę. Miasta przyjmują jednak zwykle maksymalne stawki wynikające z ustawy, a więc jeśli w przypadku typowego samochodu osobowego jest to 486 zł, zarobek miasta prawie trzykrotnie przekracza wysokość mandatu.
Taka sytuacja może wyjaśniać, dlaczego miasta nie zabiegają o podwyższenie wysokości mandatów, bo przecież prawdziwe pieniądze są gdzie indziej. Ta kalkulacja może wręcz skłaniać do określonej polityki. Po co strażnicy miejscy mają chodzić po ulicach i wlepiać mandaty za złe parkowanie, kiedy odholowanie pojazdu bardziej się opłaca?
Nie bez znaczenia jest tu też kwestia równego traktowania. Jeśli strażnik ukaże kierowcę na miejscu, kosztuje to 100 zł. Ale gdy kierowcy nie zastanie i zdecyduje o odholowaniu pojazdu, jego właściciel za ten błąd zapłaci ponad 5-krotnie więcej.
Sądy, do których trafią skargi prokuratury ocenią, czy ta praktyka samorządów jest zgodna z prawem. Ale wątpliwości natury moralnej wobec tej praktyki można mieć już.