- Uczestniczymy w przetargach organizowanych przez PGE, Taurona, Energę, EDF czy PKN Orlen i staramy się wpływać na to, aby nie tylko cena była brana pod uwagę, ale także referencje i inne aspekty - mówi w rozmowie z portalem wnp.pl, Artur Mermon, prezes Energoprojektu-Gliwice.
- Nie zawsze potrafimy dotrzeć do zamawiających z argumentacją, że niektóre zapisy umów są nie tylko niekorzystne dla wykonawców, ale także dla samych zamawiających - dodaje.
Pomimo, że spółka stara się wpływać na kształt umów, niestety nie zawsze przynosi to skutek. Przykładowo zamawiający w projektach umów ustanawiają limit kar za opóźnienia. Do tego jednak pojawia się często nielimitowana odpowiedzialność odszkodowawcza po stronie wykonawcy, która w przypadku firm inżynierskich, które nie dysponują dużym majątkiem, może być zgubna.
- Jest to oczywiście fikcja, bo limit odpowiedzialności zawsze istnieje i wyznaczony jest przez wartość jej majątku, a ściślej przez wartość, jaką zamawiający może z tego majątku odzyskać na wypadek upadłości wykonawcy, a to najczęściej byłaby symboliczna kwota - stwierdza Mermon.
- Zwłaszcza, gdy taka odpowiedzialność obejmuje także utracone korzyści, związane chociażby z późniejszym oddaniem do eksploatacji danego obiektu. To prosta droga do upadłości wykonawcy, która sprawi, że zamawiający odzyska od niego mniej niżby chciał lub nic - uświadamia Mermon.
W konsekwencji, skoro limit odpowiedzialności danej spółki to tak naprawdę udział w wartości upadłościowej jej majątku, to małe spółki ponoszą dużo mniejszą odpowiedzialność niż te, dysponujące sporym majątkiem. To nic innego, jak nierówne traktowanie wykonawców.
- Jeśli wykonawcy mają być traktowani jednakowo, a tak powinno być, m.in. przez stosowanie Prawa zamówień publicznych, to zawsze powinien być ustanowiony limit odpowiedzialności odszkodowawczej równy dla wszystkich i zabezpieczony odpowiednim ubezpieczeniem. Uważamy, że nie powinien on być wyższy niż przewidywana wartość kontraktu - wskazał Mermon.
Źródło: www.wnp.pl