Na wyjazdowe posiedzenie do Elbląga ściągnęło blisko 40 członków klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Wizytę rozpoczęli od rejsu statkiem wycieczkowym "Pingwin", który miał dowieźć ich w pobliże miejsca, gdzie rząd Jarosława Kaczyńskiego planował przekop Mierzei Wiślanej.
Na drodze stanęły jednak zwodzone mosty, których nie można było podnieść z powodów technicznych. Statek popłynął więc w przeciwną stronę i zacumował na przystani, gdzie odbyła się konferencja prasowa.
Według rzecznika PiS Adama Hofmana, Elbląg jest tak ważny dla polityków, bo tu jak w szkle powiększającym widać, co źle robi PO.
Miasto było przez wiele lat bastionem Platformy, która zdobywała blisko 50-procentowe poparcie w wyborach. Jednak w kwietniu elblążanie masowo poszli na referendum i odwołali przed końcem kadencji prezydenta Grzegorza Nowaczyka z PO i Radę Miasta, w której ta partia miała większość.
Hofman przyznał, że PiS-owi trudno będzie "zrobić taki wynik", jaki osiąga w ostatnich sondażach. "Chodzi o to, żeby wygrać wybory do Rady Miasta i żeby nasz kandydat wygrał w drugiej turze. Bo to będzie gwarancja, że stare nie wróci i sygnał, że podobnych zmian można wkrótce spodziewać się w całej Polsce" - stwierdził.
Posłowie PiS towarzyszyli też kandydatom na radnych w spotkaniach z mieszkańcami. Rozdawali ulotki, byli na święcie parafialnym, odwiedzali zabytkowe kościoły, osiedlowe festyny, ogródki działkowe i rozmawiali na jednym z placów zabaw z młodymi rodzicami.
Zdaniem kandydata PiS na prezydenta Jerzego Wilka, elblążanie poczuli się dowartościowani, że w mieście pojawiły się znani politycy. Według Wilka wybory w Elblągu są probierzem, tego co wydarzy się w ogólnopolskiej polityce, stąd ofensywa
PiS w tym mieście.
Jak ujawnił Wilk z wewnątrzpartyjnych sondaży wynika, że PiS ma szansę zdobyć stanowisko prezydenta w drugiej turze oraz 10-13 mandatów i mógłby samodzielnie rządzić w 25-osobowej Radzie Miasta. To jednak - jak zaznaczył - będzie zależało od frekwencji, więc partia nie może przespać końcówki kampanii wyborczej.
O tym, że rezultat "bitwy o Elbląg" będzie analizowany przez wszystkie sztaby wyborcze i komentatorów w kraju, jest przekonany także Zbigniew Ziobro. W sobotę lidera Solidarnej Polski można było spotkać w ogródku jednej z elbląskich kawiarni. Był to jego trzeci pobyt w tym mieście w ostatnim czasie, tym razem mniej oficjalny.
Ziobro ocenił, że wybory w Elblągu mogą stać się punktem zwrotnym na polskiej scenie politycznej. "Mieszkańcy Elbląga wystawili czerwoną kartkę PO i czerwoną kartkę w sondażach otrzymuje ostatnio od Polaków Donald Tusk. Elbląg to taka mała Polska w pigułce" - przekonywał.
Brak zaangażowania liderów PO w elbląskie wybory ocenił, jako "poważny błąd" poseł Ruchu Palikota Tomasz Makowski, który w sobotę w Elblągu obserwował konferencję PiS na przystani.
"Politycy PO nie przyjeżdżają, bo wpadli w panikę i przez to popełniają kolejne błędy" - powiedział. Jego zdaniem, elblążanie doceniają przedwyborczy najazd znanych polityków, bo przez lata ich miastem nikt się nie interesował.Kandydatka PO na prezydenta, posłanka Elżbieta Gelert zapewniła w rozmowie z PAP, że nie jest osamotniona w kampanii wyborczej i czuje wsparcie krajowych władz partii. Jak dodała, w niedzielę do Elbląga przyjedzie szef MSZ Radosław Sikorski, a w ostatnim tygodniu kampanii spodziewa się wizyty posłanek Platformy."Politycy PO nie przyjeżdżają, żeby poklepać mnie po plecach i powiedzieć: to dobry kandydat i na niego głosujcie. Przyjeżdżają w konkretnych sprawach i taką sprawą ma być port i mały ruch graniczny, z którymi wiąże się wizyta szefa MSZ - dodała Gelert.Zdaniem prezesa PJN Pawła Kowala, wybory w Elblągu nie są już lokalne, bo wszyscy patrzą, co się tutaj wydarzy. Kowal i inni liderzy PJN w sobotę spotykali się z mieszkańcami na ulicach. Przed południem smażyli i rozdawali jajecznicę przed jedną z elbląskich restauracji. Ten happening - jak tłumaczyli - miał pokazywać, że "koniec z jajami" w polityce, bo czas przerwać dominację dwóch partii i "władzę trzeba oddać obywatelom". Jedną z osób korzystających z tego poczęstunku był europoseł Marek Siwiec, który przyjechał tego dnia do Elbląga, aby w imieniu Aleksandra Kwaśniewskiego i Ruchu Europa Plus wspierać kandydującą na prezydenta miasta Ewę Białkowską, kandydatkę Ruchu Palikota.Siwiec powiedział PAP, że podszedł do konkurencyjnych polityków, bo chciał pokazać, że kampanię można prowadzić z uśmiechem, a polityka to nie jest śmiertelne starcie. "Oczywiście uważam, że im więcej jajecznicy zjedzonej przez nas, tym mniej zjedzonej przez zwolenników ich kandydata" - zastrzegł.Europoseł rozdał na ulicach kilkaset ulotek. Jak ocenił, dla polityka reakcja osób, którym wręcza się ulotki jest najlepszym barometrem wyborczych nastrojów.Przedterminowe wybory w Elblągu odbędą się 23 czerwca. Mieszkańcy będą wybierać prezydenta miasta i 25 radnych. Poprzednie władze samorządowe - prezydent Grzegorz Nowaczyka z PO i rada miasta, w której Platforma miała większość - zostały odwołane w połowie kwietnia w referendum.