Klub PiS złożył właśnie ten projekt w Sejmie. Zawiera on przepisy na mocy których określana ma być liczba europosłów wybieranych w poszczególnych okręgach oraz wprowadza zasadę, że w okręgu wyborczym wybiera się ich co najmniej trzech.
Ustalanie liczby posłów do PE wybieranych w poszczególnych okręgach wyborczych ma być dokonywane za każdym razem według jednolitej normy przedstawicielstwa, uzyskiwanej w wyniku podziału aktualnej liczby wyborców w kraju przez przyporządkowaną Polsce liczbę posłów do PE - w obecnej kadencji polskich eurodeputowanych jest 51. Następnie - odrębnie dla każdego okręgu – aktualna liczba jego wyborców podzielona ma zostać przez otrzymany uprzednio iloraz stanowiący jednolitą normę przedstawicielstwa i w ten sposób określana będzie liczba mandatów przypadających w danym okręgu wyborczym.
Poseł PiS Artur Zasada twierdzi, że projekt nowelizacji Kodeksu wyborczego ma na celuuproszczenie skomplikowanej procedury wyborów do Parlamentu Europejskiego i uczynienie jej sprawiedliwą. Jak mówi, nowa procedura przypisująca każdemu okręgowi wyborczemu konkretną liczbę mandatów do zdobycia ma zapobiegać efektowi tzw. głosu wędrującego, gdzie siła głosów wyborców w danym okręgu nie musiała przekładać się na mandat poselski w tymże okręgu.
PO: chodzi o zmiany korzystne dla PiS
- W mojej ocenie, jeżeli PiS proponuje zmiany w ordynacji wyborczej, to zawsze skończy się to próbą budowania ordynacji w sposób, który ma sprzyjać PiS-owi. Mamy z nimi jak najgorsze doświadczenia w pracach w komisji dotyczących ordynacji do samorządu. Rozmowa z PiS o ordynacji, to jest jak rozmowa z włamywaczem o systemie zabezpieczeń budynku - ocenił poseł PO Mariusz Witczak. I przypomniał, że w następnej kadencji europarlamentu - ze względu na wyjście Wielkiej Brytanii z Unii - Polska będzie miała w PE o jeden mandat więcej, niż obecnie (czyli 52). - Teoretycznie te 52 mandaty można podzielić na 3, to wychodzi z grubsza 17. Możemy mieć więc 17 okręgów wyborczych, a nie 13, jak dotychczas. Krótko mówiąc, otwiera się bardzo szerokie pole do manipulowania granicami okręgów wyborczych - ocenił Witczak. Jego zdaniem, nieważne co PiS chce zlikwidować, czy "wędrujący mandat", czy dołożyć do "ściany wschodniej" dwa-trzy mandaty więcej, ale "cokolwiek by nie chcieli zrobić, to sprzyja to PiS-owi".
Możliwość manipulacji wyborczych
Krytycznie do projektu odnoszą się też eksperci. - Jeżeli liczba mandatów będzie ściśle przyporządkowana do okręgów wyborczych, to liderzy partii znając poparcie w regionach, mogą z góry przewidzieć, ilu posłów z okręgu wprowadzą do Parlamentu Europejskiego. I to niezależnie od frekwencji - wskazywał. - Projekt zwiększa siłę nie tylko regionów słabiej zaludnionych, ale przede wszystkim mniej zainteresowanych Parlamentem Europejskim. Bo niezależnie od frekwencji w okręgu musi być wybrana określona liczba europosłów. Jeżeli te zmiany wejdą w życie, to dojdzie do faktycznego zwiększenia liczby mandatów w okręgach, w których zaangażowanie wyborców jest mniejsze - komentuje dr Ryszard Balicki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocaławskiego.
- Zmiany są skrojone pod zwycięstwo PiS. Zapłacą za nie głównie małe partie. Do tej pory przekroczenie progu 5 proc. gwarantowało mandaty i wejście do Parlamentu Europejskiego. Teraz realny próg wyniesie nawet 15 proc. i wymiecie małe komitety. Województwa, gdzie PiS notuje dobre wyniki dostaną więcej mandatów. Te, gdzie przegrywa, będą reprezentowane przez mniejszą liczbę europosłów. PiS się spieszy. Projekt może przeprowadzić już na najbliższym posiedzeniu Sejmu - ocenia Akcja Demokracja, która współorganizowała m.in. protesty przeciwko zmianom w Sądzie Najwyższym.
Najbliższe wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się w maju 2019 r. Do podziału jest 51 mandatów.