"Gazeta Polska" zapowiadała dystrybuowanie naklejek z przekreśloną tęczą i napisem: "Strefa wolna od LGBT". Prawnicy podkreślają, że wykorzystywanie takich znaków w sferze publicznej byłoby złamaniem prawa. Paweł Rabiej, wiceprezydent stolicy, złożył natomiast zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

 

TK na razie nie rozstrzygnie sporu o odmowę druku plakatów LGBT>>

 

To dyskryminacja

- Była to odpowiedź na tysiące zgłoszeń naszych czytelników, aby w końcu sprzeciwić się atakowaniu każdego, kto myśli inaczej niż ideolodzy LGBT. Ludzi trzeba szanować wszystkich, nawet jeśli są to homoseksualiści. Mamy prawo również krytykować swoje poglądy nawzajem. Jeśli jednak niszczy się wizerunki, uważane przez nas za święte, atakuje się wręcz duchownych – należy reagować - mówił naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz.

 

Pomysł wywołał duże oburzenie w mediach społecznościowych. Stanowisko w zajęła nawet ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher, która napisała w czwartek na Twitterze: "Jestem rozczarowana i zaniepokojona tym, że pewne grupy wykorzystują naklejki do promowania nienawiści i nietolerancji. Szanujemy wolność słowa, ale musimy wspólnie stać po stronie takich wartości jak różnorodność i tolerancja".

 

 

 

- Generalnie jestem krytyczny wobec tego, co robi część środowisk LGBT, ale jestem zwolennikiem tego, aby w sposób konstruktywny podchodzić do tego i nie nakręcać jakiejś atmosfery napięć między różnymi grupami politycznymi czy środowiskami, co często robią same środowiska LGBT - tłumaczył rzecznik rządu Piotr Müller. Skomentował też wypowiedź ambasador USA, podkreślając, że nie są to sprawy, którymi powinna się zajmować, bo nie dotyczą stosunków polsko-amerykańskich.

 

Sprawą zajmie się prokuratura

Wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej złożył do prokuratury zawiadomienie o usiłowaniu popełnienia przestępstwa z art. 256 Kodeksu karnego mówiącego o publicznym propagowaniu "faszystowskiego lub innego totalitarnego ustrój państwa", a także "nawoływaniu do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość".

 

Według Pawła Rabieja treść naklejek: "jest niegodna i obrzydliwa z tego powodu, że nawiązuje do treści i praktyk zbrodniczych prześladowań ludzi z powodu posiadanej lub przypisywanej im orientacji seksualnej, identyfikacji płciowej, rasy, pochodzenie czy stanu zdrowia. Przyzwala na wykluczanie, prześladowanie, zastraszanie, różnicowanie".

 

Nie ma raczej zbyt dużych szans na uznanie, że znajdzie tu zastosowanie ten akurat przepis Kodeksu karnego. Mimo pojawiających się od lat postulatów, by objąć nim także prześladowania ze względu na orientację seksualną, nigdy tego nie zrobiono.

 

Jak ocenia dr hab. Sławomir Żółtek, zastosowanie art. 256 KK do pomysłu "Gazety Polskiej" mogłoby zostać uznane za stosowanie zakazanej w prawie karnym analogii na niekorzyść sprawcy. Wątpliwe jest też zakwalifikowanie samej zapowiedzi wydrukowania materiałów za usiłowanie popełnienia przestępstwa, bo należałoby to ocenić jako przygotowanie.

 

Dyskryminacja w usługach wciąż zakazana

Gdyby jednak pomysł zrealizowano i naklejki wykorzystywano w przestrzeni publicznej np. naklejając je na drzwiach sklepu, byłoby to wątpliwe prawnie. Mimo wyroku, w którym TK orzekł, że przepis pozwalający na odmowę wykonania usługi na rzecz organizacji LGBT jest niekonstytucyjny, segregacja na rynku usług jest w dalszym ciągu niezgodna z prawem.

 

- Wyrok Trybunału Konstytucyjnego uchylający w części przepis art. 138 K.w. nie zmienił tego stanu rzeczy - mówi Anna Błaszczak-Banasiak, dyrektorka Zespołu do spraw Równego Traktowania w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich - Trybunał uchylił przywołany przepis uznając, że sankcja przewidziana w Kodeksie wykroczeń jest nieproporcjonalna, nie uznał jednak legalności działań dyskryminacyjnych w tym sektorze. Oznacza to, że dyskryminacja stosowana przez usługodawców (a więc segregowanie klientów ze względu na ich cechy osobiste, na które ci nie maja wpływu, tj.: rasa, płeć, wyznanie, niepełnosprawność, wiek, orientacja seksualna) jest zakazana na podstawie art. 32 ust. 2 Konstytucji, jednak trudniej jest w chwili obecnej ukarać sprawcę - mówi.

 

Tłumaczy, że dyskryminowanym klientom pozostają w chwili obecnej jedynie środki przewidziane przez ustawę o równym traktowaniu (w przypadku dyskryminacji ze względu na: rasę, narodowość, obywatelstwo, pochodzenie etniczne) oraz przepisy ogólne Kodeksu cywilnego o ochronie dóbr osobistych (w przypadku pozostałych przesłanek, w tym orientacji seksualnej).

- Nie zmienia to jednak faktu, że właściciel punktu usługowego, który chciałby oznaczyć swój sklep, czy restaurację taką lub podobną naklejką dopuszcza się niezgodnej z prawem dyskryminacji - podsumowuje Anna Błaszczak-Banasiak.