Załóżmy, że sąd wymierzył mężczyźnie karę grzywny 2 tys. zł i na podstawie art. 35 ust. 3a i 4b ustawy o ochronie zwierząt orzekł wobec oskarżonego, tytułem środka karnego, zakaz posiadania psów na okres czterech lat. Powstaje pytanie kto sprawdzi, czy zakaz sądowy jest wykonany? Czy sprawca może wskazać osobę, która obejmie opiekę nad psami i wreszcie - kto o tym decyduje? Otóż obecnie obowiązującą ustawa nic na ten temat nie mówi.
Zwierzę może wrócić do osoby, która się nad nim znęcała
Teoretycznie po czterech latach zakazu psy mogłyby wrócić do właściciela, który się nad nimi znęcał. Oczywiście ustawa o ochronie zwierząt przewiduje przepadek zwierzęcia, nad którym znęcał się jego właściciel. Przepisy są jednak niejasne w kwestii, do kogo takie zwierzę trafi - w teorii można je przekazać żonie czy córce, która mieszka ze skazanym. W żaden sposób nie chroni to więc zwierzęcia przed przemocą i traumą.
Przepis art. 38a ust. 1 ustawy o ochronie zwierząt wywołuje pewne wątpliwości interpretacyjne – uważa dr Krzysztof Wala z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Po pierwsze, pojawia się pytanie, czy to skazany będzie decydował o tym, komu przekaże zwierzę , czy też to sąd powinien w wyroku skazującym określić podmiot, na rzecz którego zwierzę zostanie przekazane. Trafny zdaje się kierunek, w jakim podąża adwokat Karolina Kuszlewicz twierdząc, że to sąd powinien wyznaczyć podmiot, do którego zwierzę ma zostać przekazane przez sprawcę, a co najmniej zgodzić się na określony podmiot, gdyż pozostawienie takiego wyboru samemu skazanemu podawałoby w wątpliwość rzeczywistą realizację tego zakazu – dodaje dr Wala. Zgadza się też z mec. Kuszlewicz w kwestii uznania, że podmiotem, do którego ma zostać przekazane zwierzę, może być zarówno osoba fizyczna, jak i osoba prawna, a także instytucja (również jednostka organizacyjna nieposiadająca osobowości prawnej), które zapewnią zwierzęciu właściwą opiekę.
Jego zdaniem taka była intencja ustawodawcy i cel represji karnej w postaci zakazu. Chodzi w niej bowiem o prawne pozbawienie możliwości posiadania zwierząt osoby, która z uwagi na skazanie za wskazane przestępstwa, nie daje należytej rękojmi właściwego ich traktowania.
Upatrywać należy więc w tym rozwiązaniu przede wszystkim walorów prewencyjnych, niemniej niezasadne byłoby tracenie z pola widzenia także pewnej dozy represji – uważa dr Wala. Owa prewencja opiera się na założeniu, że osoba pozbawiona prawnej możliwości posiadania zwierzęcia nie dopuści się ponownie przestępstwa.
Czytaj w LEX: 1,5 roku więzienia za zagłodzenie konia > >
Kto odbiera zwierzę i na jak długo?
Gdy skazany w terminie nie wykona obowiązku przekazania zwierzęcia wskazanemu podmiotowi, wówczas powinien zareagować wójt lub burmistrz. Zgodnie z art. 38a ust. 2 ustawy w razie bezskutecznego upływu wyznaczonego terminu i stwierdzenia przez sąd, że skazany, wbrew zakazowi, jest posiadaczem zwierzęcia, sąd wydaje postanowienie o czasowym odebraniu go skazanemu. Odpis postanowienia przesyła się właściwemu ze względu na miejsce pobytu zwierzęcia wójtowi (burmistrzowi, prezydentowi miasta) w celu wykonania (art. 38a ust. 3 ustawy). Wójt (burmistrz, prezydent miasta) wydaje decyzję, w której określa miejsce przekazania zwierzęcia.
Sąd może orzec zakaz posiadania zwierząt na czas od roku do 15 lat. Nie ma tu opcji bezterminowego orzeczenia zakazu.
- Moim zdaniem takie zakazy powinny być orzekane na długie lata lub bezterminowo, nie wierzę, by dwa lub trzy lata wywołały u sprawcy jakąkolwiek refleksję - wskazuje radczyni prawna Aleksandra Ejsmont, prowadząca własną kancelarię. Dodatkowo uważa, że przepisy powinny eliminować możliwość powrotu tego samego zwierzęcia do sprawcy, który się nad nim znęcał. Tego samego zdania jest również adwokat Joanna Parafianowicz, która podkreśla, że nie może być tak, że straumatyzowany pies czy kot wróci po kilku latach do swojego oprawcy.
Czytaj także w LEX: Czasowe odebranie i przepadek jako szczególne instrumenty prawnej ochrony zwierząt > >
System dziurawy jak sito
Nie ma jednak większego znaczenia, na jak długo orzeczony będzie zakaz, skoro i tak nikt tego nie sprawdza - mimo że za jego złamanie grozi nawet do 5 lat pozbawienia wolności (art. 244 kk). Zwraca na to uwagę jeden z naszych czytelników w ramach akcji "Poprawmy prawo". Ustawodawca nie wprowadził przepisów wykonawczych w kwestii kontroli zakazu posiadania zwierząt. Tym samym osoby z orzeczonym zakazem bez przeszkód kupują lub adoptują nowe zwierzę - podkreśla radca prawny.
Potwierdza to Michał Dąbrowski, dyrektor zarządzający Zarządu Głównego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
- Często sądy zwracają się do Towarzystwa o kontrolowanie wykonania ich orzeczeń w tym zakresie. Organizacje społeczne nie są zobowiązane do takiego działania. Dlatego, że członkowie Towarzystwa nie mogą wejść do cudzego obejścia czy domu i kontrolować stan posiadania właściciela. Ponadto sądy chcą, aby nasza organizacja kontrolowała osoby w miejscowościach, w których TOZ nie ma jednostek. Wobec tego wysyłam „pouczenie” do sądu, że nie jesteśmy organem uprawnionym do tego, by wchodzić do cudzego mieszkania. Właściwy w tym przypadku jest dzielnicowy policji z właściwego rewiru, na terenie, którego przebywa sprawca czynu. Sądy nie wiedzą, jak to robić – dodaje Dąbrowski. Jednak w obecnej sytuacji te sądowe orzeczenia zakazu są martwe.
Czytaj też: Rewolucyjne zmiany w prawach zwierząt - projekt w Sejmie>>
- Gdyby istniał rejestr dostępny dla schronisk czy fundacji zajmujących się adopcją zwierząt, mogłoby to znacząco zwiększyć bezpieczeństwo zwierząt oraz zabezpieczyć sam proces adopcyjny. Umożliwiłby weryfikację, czy dana osoba była w nim ujęta, co automatycznie dyskwalifikowałoby ją jako potencjalnego opiekuna - podkreśla mec. Ejsmont. Otwarte pozostaje pytanie, do jakich danych miałaby dostęp organizacja i czy miałaby sprawdzić tylko osobę adoptującą zwierzę, czy wszystkie, które będą z nim mieszkać w jednym domu lub mieszkaniu.
Pomysł stworzenia takiego rejestru popiera również mec. Parafianowicz. - Choć nie wyeliminowałoby to całkowicie problemu, to pozwoliłoby na pewno minimalizować ryzyko - podkreśla. Można rozważać połączenie tej kwestii z obowiązkiem rejestracji psów i kotów i stworzeniem rejestru ich właścicieli. Pytanie na ile dobrym pomysłem jest to, by dostęp do informacji o nałożonym zakazie mieli lekarze weterynarii. Bo istniałoby ryzyko wylania dziecka z kąpielą i doprowadzenia do tego, że sprawca będzie wolał pozbyć się zwierzęcia, niż zaprowadzić je do weterynarza.
- Mimo wszystko uważam, że weterynarze powinni mieć dostęp i obowiązek sprawdzania takich danych - uważa mec. Ejsmont.
Sprawdź w LEX: Strona podmiotowa przestępstwa znęcania nad zwierzętami - rozumienie zamiaru bezpośredniego sprawcy > >
Zmiany potrzebne, a utknęły przez spory
Niestety - zmiany w tej materii zobaczymy raczej nieprędko. Dwa nowe projekty ustawy o ochronie zwierząt utknęły w Sejmie - jeden dotyczy zakazu hodowli zwierząt futerkowych, a drugi – obywatelski, wprowadza m.in. obowiązek chipowania psów i kotów, a także bardzo wiele innych zapisów.
- Te projekty są nieracjonalne. Nie mają szans wejścia do obiegu prawnego, gdyż są zbyt daleko idące, a tym samym budzące ogromny opór społeczny środowisk, których te przepisy dotkną. A jeśli nawet zostaną uchwalone, to wywołają chaos. Potrzebna nam jest nie rewolucja, a ewolucja przepisów – mówi Michał Dąbrowski. – Ponieważ włożono do nich tak wiele regulacji, to utraciły one sens. Projekt obywatelski jest zbyt rozbudowany. Zamiast przygotować społeczeństwo na zmiany, które są nieuniknione dla poprawy życia zwierząt, projekt nowelizacji stwarza prawny potworek. Chcieliśmy wyłączyć np. schroniska spod procedury przetargowej, bo decyduje w tej procedurze cena, one nie są przedsiębiorstwami i nigdy schroniska zysku nie przyniosą. Ale tego w projektach nie ma – podkreśla Michał Dąbrowski.
Cena promocyjna: 79.2 zł
|Cena regularna: 99 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 79.2 zł