Media społecznościowe odgrywają obecnie tak dużą rolę w naszym życiu, że utrata konta na Facebooku i Instagramie może wiązać się z poważnymi stratami wizerunkowymi i materialnymi. Tymczasem od decyzji portalu nie jest łatwo się odwołać.

 

Ban na Facebooku pod kontrolą sądu>>

 

Do sądu po odblokowanie konta

Facebook blokuje konta, na których dochodzi do złamania zasad społeczności. Zakazane jest m.in. promowanie i nagłaśnianie: "brutalnych przestępstw, kradzieży oraz oszustw oraz publikowanie treści propagujących nienawiść. Problem w tym, że zasady nie są jasne, a decyzję trudno zweryfikować.

W 2015 r. konta stracili narodowcy promujący Marsz Niepodległości, ponieważ portal uznał,  że ich wpisy naruszają regulamin. W sprawie interweniował resort cyfryzacji i w końcu konta przywrócono. Aby zapobiegać podobnym sytuacjom ministerstwo zawarło porozumienie z Facebookiem, tworząc nową platformę do składania odwołań od decyzji FB.

 

 


 

Taki system okazuje się być niewystarczający, czego dowodzi sprawa Społecznej Inicjatywy Narkopolityki (SIN), grupy  aktywistów, która od prawie 10 lat prowadzi w Polsce edukację narkotykową, przestrzegając przed szkodliwym działaniem substancji psychoaktywnych i pomagając ludziom. - Blokując nasze kanały komunikacji, Facebook utrudnił nam pomaganie osobom, które tego najbardziej potrzebują. Podważył też naszą reputację, sugerując, że robimy coś niezgodnego z prawem – tłumaczył Jerzy Afanasjew z SIN.

 

W maju 2019 r. SIN  z pomocą Fundacji Panoptykon i Kancelarii Wardyński i Wspólnicy złożyła powództwo o ochronę dóbr osobistych. Prawnicy argumentowali, że nałożone blokady niesłusznie ograniczały organizacji możliwość rozpowszechniania informacji, wyrażania poglądów i komunikowania się ze swoimi odbiorcami. W obawie przed dalszą cenzurą SIN nie mógł swobodnie prowadzić działalności edukacyjnej, a blokady sugerowały, iż treści publikowane przez organizację były szkodliwe, co mogło podważyć jej wiarygodność.

 

Nowe posty nie znikną

Sąd tymczasowo zakazał Facebookowi usuwania stron, kont i grup prowadzonych na Facebooku i Instagramie przez SIN, a także blokowania jej pojedynczych postów. Facebook został ponadto zobowiązany w ramach zabezpieczenia powództwa do zachowania usuniętych w 2018 r. i 2019 r. kont, stron i grup tak,  aby w razie wygrania procesu przez SIN mogły one zostać przywrócone wraz z całą opublikowaną na nich treścią, komentarzami innych użytkowników.

- Uwzględniając w większości wniosek o zabezpieczenie powództwa, sąd uznał, że SIN uprawdopodobnił swoje roszczenia  – wyjaśnia Dorota Głowacka z Fundacji Panoptykon - Choć to dopiero początek procesu i przed nami jeszcze długa droga, to zrobiliśmy pierwszy ważny krok w walce z arbitralnym i nieprzejrzystym usuwaniem treści użytkowników z portali społecznościowych - tłumaczy prawniczka.

 

Szansa na dodatkowe odwołanie

Postanowienie nie jest prawomocne, FB może się od niego odwołać do sądu apelacyjnego. Niemniej istotny jest fakt, że polski sąd uznał swoją jurysdykcję do rozstrzygania tego typu sporów. Być może czeka nas więcej podobnych spraw wnoszonych przez użytkowników niezadowolonych z decyzji portalu. Dorota Głowacka podkreśla  jednak, lawina takich pozwów sądom raczej nie grozi. - Traktujemy decyzję sądu jako pozytywny sygnał, który przybliża nas do osiągnięcia celu, czyli potwierdzenia, że portale społecznościowe o dominującej pozycji nie mogą arbitralnie decydować o usuwaniu treści i dowolnie kreować granic wolności słowa. Czekamy jednak teraz na ruch drugiej strony. Zdajemy sobie sprawę, że właściwy proces wciąż jest przed nami i nic nie jest jeszcze przesądzone - mówi prawniczka.

 

 

Ekspertka dodaje, że nie każdy zablokowany użytkownik będzie mógł pójść tą samą drogą. SIN znajduje się w specyficznej sytuacji, m.in. ze względu na szczególną rolę, jaką Facebook i Instagram odgrywa w prowadzeniu ich działalności statutowej. - Moim zdaniem, w pełni efektywna możliwość kwestionowania decyzji takich portali jak Facebook i wyegzekwowania swoich praw przez każdego, kto czuje się niesłusznie zablokowany wymaga zmian prawnych, które stworzyłyby taką szansę na poziomie systemowym. Mamy zresztą nadzieję, że nasza sprawa przyczyni się do ich wprowadzenia - podkreśla.  Nie wiadomo na razie, kiedy sprawa znajdzie swój finał. Dorota Głowacka szacuje, że postępowanie przed sądem pierwszej instancji może potrwać rok.