Nie milkną echa opublikowania 27 sierpnia w Monitorze Polskim postanowienia prezydenta Andrzeja Dudy o wyznaczeniu sędziego Sądu Najwyższego - Krzysztofa Andrzeja Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego dokonującego wyboru kandydatów na stanowisko Prezesa Sądu Najwyższego kierującego pracą Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Przewodniczący musiał być wskazany przez prezydenta, bo obecna prezes Izby Cywilnej prof. Joanna Misztal-Konecka kandyduje w tych wyborach, więc nie mogła sama przewodniczyć zgromadzeniu. Reguluje to zresztą art. 13 par. 3 Ustawy o SN, zgodnie z którym jeśli prezes danej Izby lub I prezes SN kandyduje na kolejną kadencję, przewodniczącego zgromadzenia wybierającego kandydatów wyznacza prezydent.

O co chodzi z kontrasygnatą premiera?

Z kolei w sprawie kontrasygnaty znaczenie ma art. 144 par. 2 Konstytucji RP, który stanowi, że akty urzędowe Prezydenta Rzeczypospolitej wymagają dla swojej ważności podpisu Prezesa Rady Ministrów, który przez podpisanie aktu ponosi odpowiedzialność przed Sejmem. Tak było w przypadku wyznaczenia przewodniczącego zgromadzenia.

Czytaj: Piotr Prusinowski: Jedna Izba SN od 3 września bez prezesa >>

Jeśli, przykładowo, zgromadzenie nie zostałoby zwołane i nie wskazałoby kandydatów, prezydent mógłby powierzyć "wykonywanie obowiązków Prezesa Sądu Najwyższego" - reguluje to art. 15 par. 4. Wtedy - jak mówił niedawno dr Piotr Prusinowski, prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN, odnosząc się do wyborów wyboru prezesa w tej izbie - potrzebna byłaby kontrasygnata premiera. Ale nie w przypadku powołania prezesa Sądu Najwyższego - bo zgodnie z art. 144 par. 3 Konstytucji kontrasygnata premiera nie dotyczy właśnie „powołania prezesów Sądu Najwyższego”.

Mówi o tym też prof. Marta Romańska, sędzia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.  W jej ocenie stanowisko prezesa w Izbie Cywilnej obejmie ponownie prezes Misztal-Konecka. -  Została powołana do pełnienia tej funkcji w poprzedniej kadencji i przeprowadziłaby aktualne wybory kandydatów na prezesa Izby bez konieczności wyznaczania przez prezydenta przewodniczącego zgromadzenia, gdyby nie to, że sama w nich kandyduje. Nie mogła zatem kierować posiedzeniem. Tylko z tego powodu prezydent był uprawniony do wskazania osoby, która te wybory przeprowadzi. Sposób obsadzania stanowiska pierwszego prezesa SN i prezesów kierujących pracą poszczególnych izb został ustalony w ostatnich latach, pod wpływem doświadczeń poprzedniej władzy z obsadzania urzędu przez prezes Małgorzatę Manowską. W postępowaniu tym przewidziane zostały istotne kompetencje prezydenta, niewymienione w Konstytucji jako decyzje podejmowane samodzielnie, bez akceptacji Premiera. Wskazanie osoby, która pokieruje zgromadzeniem, gdy pełniąca obowiązki prezesa po raz kolejny zabiega o ten urząd, wymaga zatem kontrasygnaty premiera - zaznacza. Jak wyjaśnia nie byłoby więc tych wyborów, gdyby nie było kontrasygnaty. - Oczywiście, ktoś by kierował Izbą Cywilną i byłby to neo-sędzia, ale nikt by nie powiedział, że stało się to z udziałem czynników deklarujących się jako demokratyczne i przywracające praworządność. Stałoby się to rękoma tych, którzy objęli pewne funkcje w SN w ostatnich latach i zabiegają, by je utrzymać - zaznacza.

I wskazuje na dalsze konsekwencje. -  Przypuszczam, że za kilka miesięcy, nawet jeśli komisja ustrojowa wypracuje przepisy o tym, że neo-sędziowie mają się zgłosić do ponownych konkursów i dopiero jak przez nie przejdą mogą zostać na stanowiskach sędziów, zacznie się larum i krzyk, że legalnie wybranego prezesa SN próbuje się usunąć z urzędu. Legalnie, bo była kontrasygnata, było zgromadzenie, a że jakaś dziesiątka sędziów nie wzięła udziału w wyborach? No to nie wzięła, przecież zadbano o to, by neo-sędziów było tylu w Izbie Cywilnej, by nasze głosy nie ważyły - podsumowuje prof. Romańska.

Chodzi oczywiście o sędziów powołanych po 2018 r. przy udziale tzw. neo-KRS ukształtowanej po noweli z grudnia 2017. W jej skład wchodzi 15 członków/sędziów wybranych przez Sejm, a nie przez sędziów. 

Czytaj: Wybór prezesa Izby Cywilnej SN - neo-sędzia na czele zgromadzenia z kontrasygnatą premiera >>

Błąd się zdarza, ale taki nie powinien

Do sprawy odniosło się też osiem stowarzyszeń: Stowarzyszenie Sędziów Polskich "IUSTITIA", Forum Współpracy Sędziów Ogólnopolskie Stowarzyszenie Sędziów Sądów Administracyjnych, Rada Ławnicza Sądu Najwyższego, Stowarzyszenie Prokuratorów "LEX SUPER OMNIA", Stowarzyszenie Sędziów "THEMIS", Stowarzyszenie Sędziów Rodzinnych "PRO FAMILIA", Stowarzyszenie Sędziów Rodzinnych w Polsce. Jak podkreślają w państwie prawa decyzje władz powinny być roztropne i służyć dobru wspólnemu. A dobro wspólne - jak dodają - to stabilność systemu prawa. - Legalnie działający Sąd Najwyższy jest strażnikiem prawa. W okresie niszczenia praworządności po 2016 r. Sąd Najwyższy został przejęty przez wadliwie nominowane osoby, tzw. neo-sędziów. Głównym celem rządzących musi być teraz odbudowa rządów prawa. Jest to podstawowe zobowiązanie rządzących wobec obywateli polskich i wspólnoty europejskiej. Polska zobowiązała się do tego w ramach struktur europejskich - wskazano.

Dodano, że udzielona przez Prezesa Rady Ministrów kontrasygnata dla nominowania neo-sędziego na przewodniczącego zgromadzenia Izby w SN pogłębia chaos prawny i utrudnia przywrócenie państwa prawa. - Kontrasygnata oznacza przejęcie odpowiedzialności przez Prezesa Rady Ministrów. Żaden cel polityczny nie może uzasadniać przejęcia odpowiedzialności za złamanie standardów konstytucyjnych i europejskich. Oświadczamy, że jesteśmy tą decyzją Premiera głęboko poruszeni i rozczarowani - piszą sędziowie. I dodają, że będą nadal robić, co w ich mocy, aby stać na straży praw Polek i Polaków. - Jednak odbudowa państwa prawa bez współdziałania władzy wykonawczej i ustawodawczej z władzą sądowniczą będzie trudna i  długotrwała. Społeczeństwo oczekuje nowych standardów działania polityków. Potrzeba dialogu i przejrzystości kluczowych decyzji dotyczących sądownictwa - podsumowują.

- Tego co się stało, nie sposób inaczej oceniać jak tylko krytycznie i to z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że taka decyzja podejmowana jest bez jakiejkolwiek konsultacji z sędziami. Nie tego rodzaju nowej polityki oczekiwaliśmy, oczekiwaliśmy rozmów, dialogu, także z panem premierem i tego nie ma. To z kolei prowadzi do tak fatalnych błędów z jakimi mamy teraz do czynienia. A przypominam to już 10 miesięcy po wyborach, to wystarczający czas by spotkać się porozmawiać z sędziami, sędziami Sądu Najwyższego. Na tym polega też zasada współdziałania władz zapisana w Konstytucji - mówi serwisowi Prawo.pl sędzia prof. Krystian Markiewicz, przewodniczący Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia (jednego z sygnatariuszy stanowiska).

Jak dodaje, sędziowie wychodzili z założenia, że sytuacja z neo-sędziami zostanie systemowo rozwiązana. - Dziś odsłuchiwałem wypowiedź premiera sprzed trzech lat, również z Campusu, wydźwięk był taki, że te osoby mają wrócić skąd przyszły. Tymczasem są powoływane do różnych funkcji. Ta kontrasygnata oznacza dwie rzeczy: zgodę na to by neo-sędzia przewodniczył obradom Zgromadzenia Sędziów Izby Cywilnej, a przecież celem tego jest to, by neo-sędzia został prezesem Izby Cywilnej SN. A po drugie, to jest pewien przekaz, mianowicie taki, że neo-sędziowie mogą pełnić pewne funkcje. Czyli mamy dysonans - minister sprawiedliwości odwołuje prezesów neo-sędziów, a premier kontrasygnuje postanowienie przekazujące w ich ręce kluczowe funkcje. Na szczęście, jak powiedział premier, to był urzędniczy błąd, a nie świadoma decyzja - zaznacza prof. Markiewicz.
Podkreśla też, że sędziowie Izby Cywilnej robili dotąd wszystko co mogli, by uniemożliwić wybór na prezesa neo-sędziego. - Byłoby to skuteczne działanie, byłoby - gdyby nie podpis premiera. To podcina skrzydła, wiarę, w to co się robi, jeśli żmudna praca, walka, toczona w bardzo trudnych warunkach SN, zdominowanego przez neo-sędziów, kończy się taką sytuacją. Mam nadzieję, że nastąpi nowe otwarcie i poznamy plany na rzeczywiste przywracanie praworządności. Już bez takich „błędów urzędniczych" - podsumowuje. 

 

Podkładka dla innych, "nowych" sędziów

- Brak kontrasygnaty premiera mógł zablokować dalsze dewastowanie prawne Sądu Najwyższego, niestety stało się inaczej. Ta sprawa wpisuje się w szerszy problem braku wizji dla sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości w Polsce - mówi z kolei Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.

Jak dodaje, ciekawe jest też to, czy prof. Adam Bodnar, minister sprawiedliwości, informował premiera o skutkach kontrasygnaty i jej znaczeniu dla sytuacji w Sądzie Najwyższym. - Ale też w szerszym , jeśli chodzi o sytuację związaną ze statusem neo-sędziów w wymiarze sprawiedliwości. Ta kontrasygnata to jest de facto symboliczna autoryzacja bezprawnych zmian z ostatnich lat, które objęły sądy i wymiar sprawiedliwości - zaznacza prezes.

I precyzuje: osoby, które brały czynny udział w niszczeniu wymiaru sprawiedliwości, mogą powoływać się na to, jako na przykład legitymizacji zmian w zakresie chociażby powołań sędziowskich po 2017 r. I będą to robiły w sposób bezczelny, co jest też obrzydliwe.