Do tego dochodzi jeszcze dyskusja z prokuratorem, który wolałby, żeby klient wyjaśniał „w ciemno”, bez znajomości akt i który, słysząc, że ewentualne wyjaśnienia zostaną złożone później, tym bardziej sugeruje, że wniosek aresztowy jest nieunikniony.

Czytaj: Prokurator nie sięgnie już tak łatwo po tajemnicę zawodową>>

Zasadniczy problem - dostęp do akt

Z dostępem do akt bywa różnie - bo prokurator prowadzi czynności, bo jeszcze chce zatrzymanego przesłuchać, bo nie ma w tej chwili stosownego pomieszczenia etc. Każdy praktyk słyszał zapewne wiele wersji. Prawda jest taka, że zwłaszcza przy „dużych realizacjach”, prawo do obrony jest zapewniane raczej formalnie niż materialnie.

Wyobraźmy sobie dużą sprawę dotyczącą grupy przestępczej. Na stołach rozłożonych jest kilkaset tomów akt. Duża część z nich to umowy, faktury i inna dokumentacja księgowa. Adwokat jest zostawiony z materiałem bez żadnego tła, kontekstu i stoi przed koniecznością ogarnięcia sprawy „z lotu ptaka”, żeby – nawet w takich warunkach – przygotować się do pierwszej odsłony obrony jak najlepiej potrafi. Walka jest rzecz jasna nierówna, ale bronić trzeba.

Kontakt z klientem - obok funkcjonariusz

Kontakt z klientem niewiele zresztą daje, bo zazwyczaj metr dalej stoi funkcjonariusz np. CBŚ. Nie są to, mówiąc delikatnie, okoliczności sprzyjające rozmowie w warunkach tajemnicy obrończej. Warto dodać, że zgodnie z art. 245 kodeksu postępowania karnego zatrzymujący może zastrzec, że będzie obecny przy rozmowie z adwokatem lub radcą prawnym „w wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami”. W praktyce, dla organów ścigania w zasadzie każda sytuacja jest „wyjątkowym wypadkiem”. Nieskrępowana rozmowa z zatrzymanym to w Polsce biały kruk.

Zdarzyło mi się kilka lat temu, że prokurator, który ledwo wyrobił się ze złożeniem wniosku aresztowego w ustawowym terminie, oświadczył przed sądem, że udostępnił mi akta, choć tego nie zrobił – pokazał mi w korytarzu sądowym sam wniosek aresztowy. Sąd wtedy nie zastosował aresztu (chyba paradoksalnie ta nonszalancja prokuratora wtedy nie pomogła), ale ten przykład dobrze pokazuje skalę patologii, do których dochodzi przed posiedzeniami aresztowymi.

"48 godzin"? Termin nie nadąża za realiami

Przepis art. 248 par. 1 k.p.k stanowi, że zatrzymanego należy zwolnić, jeżeli w ciągu 48 godzin od chwili zatrzymania przez uprawniony organ nie zostanie on przekazany do dyspozycji sądu wraz z wnioskiem o zastosowanie tymczasowego aresztowania. Jakkolwiek szczytne są cele relatywnie krótkiego terminu zatrzymania do czasu przekazania zatrzymanego do dyspozycji sądu wraz z wnioskiem aresztowym, to jednak termin ten nie nadąża za realiami.

Chyba każdy zatrzymany wolałby, żeby zatrzymanie trwało nieco dłużej, ale żeby ten czas mógł zostać poświęcony na realne, a nie pobieżne zapoznanie się ze sprawą przez obrońcę – w drodze swobodnych rozmów z klientem i możliwości nieskrępowanego zapoznania się z materiałem dowodowym. Warto dodać, że dobrze by było, żeby sąd – zwłaszcza w bardzo skomplikowanych i obszernych sprawach – również miał nieco więcej czasu niż 24 godziny na decyzję o ludzkiej wolności.

Póki co, rola sądu wciąż zbyt często sprowadza się do lepiej czy gorzej uzasadnionej akceptacji wniosku prokuratora, bez realnego zrozumienia istoty sprawy. Postanowienia aresztowe pisane są często nowomową i pasują do każdej sprawy. Najwyższy czas, żeby obrona zatrzymanego została wreszcie urealniona.