Najczęściej więzienia unikają piraci drogowi (prawie 7 tys.), skazani za kradzieże (ponad 4 tys.), niepłacący alimentów i znęcający się nad rodziną. Ale wśród tych, którzy nie stawili się do odbycia kary jest także... ponad 20 zabójców.
W polskich zakładach karnych i aresztach śledczych jest w sumie 85 050 miejsc. Zajętych jest ok. 97 proc., podaje resort sprawiedliwości.

Źródło: Rzeczpospolita

Z tych danych wynika, że powinniśmy wybudować drugie tyle więzień, co mamy. Były szef Centralnego Zarządu Zakładów Karnych Paweł Moczydłowski twierdzi, że Polska kompromituje się w oczach Europy, a resort sprawiedliwości funduje skazanym substytut amnestii.
-
Gdyby wszyscy ci, którzy mają u nas odbyć karę, zjawili się dziś w zakładzie, nie miałbym ich gdzie umieścić. Z wolnych miejsc mam tylko podłogę w swoim gabinecie – mówi Franciszek Lipowski, zastępca dyrektora zakładu karnego w Raciborzu na Śląsku, gdzie przebywa ponad 800 skazanych, w tym tzw. niebezpieczni.
O czym świadczą te statystyki? – O złej organizacji państwa – ocenia poseł Jan Widacki (koło SD), który dwa miesiące temu pytał ministra sprawiedliwości o liczbę skazanych przebywających w więzieniach oraz tych, którzy ich unikają. – Tak wysokie statystyki świadczą też o tym, że nie działa w Polsce system wymiaru sprawiedliwości, który ma czuwać nad bezpieczeństwem obywateli. Gdyby wszyscy, a więc te 30 tys. osób, umówili się jednego dnia, że stawią się w zakładach, mielibyśmy kłopot nie do udźwignięcia. Nikt, ani sądy, ani więziennictwo, ani policja nad tym nie panuje – twierdzi prof. Widacki.