W wydanym 21 lutego 2012 r. wyroku ETPC uznał, że w sprawie nie doszło do naruszenia prawa do swobody wypowiedzi (art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka). We wniosku o wydanie wyroku w tej sprawie przez Wielką Izbę wskazywano, że mógłby on skutkować powstaniem ważnego standardu z zakresu wolności słowa, prowadząc do uporządkowania orzecznictwa ETPC na gruncie art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Jak poinformował ETPC, w związku z nieuwzględnieniem wniosku, wyrok w sprawie Gąsior przeciwko Polsce stał się ostateczny z dniem 9 lipca 2012 r.
W sprawie chodziło o spór między właścicielem domu i osobą, która wykonywała prace remontowe. Niezadowolony z jakości prac właściciel odmówił wypłaty uzgodnionego wynagrodzenia. Zazwyczaj jeśli strony nie dochodzą w takiej sytuacji do porozumienia, ich spór trafia do sądu. Tak zresztą i tym razem się stało. Ale właścicielem domu była osoba publiczna − poseł Zbigniew Wassermann. Matka właściciela firmy budowlanej wysłała więc dwa listy do redaktor popularnego programu telewizyjnego „Sprawa dla reportera” i prezesa publicznej telewizji. W listach pod adresem polityka padły m.in. zarzuty unikania płatności w wysokości 240 tysięcy złotych, należnej „biednym, ciężko pracującym ludziom”, a także oszukiwania, rujnowania i zastraszania kontrahentów. Zbigniewa Wassermanna nazwała też „kłamcą” oraz osobą „nieuczciwą” i „pokrętną”.
Dziennikarze programu skontaktowali się z posłem Wassermannem i uzyskali jego komentarz. Ostatecznie dziennikarski materiał nie powstał, a treść listów nie została przez telewizję ujawniona. Poznał ją jednak Zbigniew Wassermann wniósł przeciwko autorce prywatny akt oskarżenia, zarzucając dokonanie zniesławienia, a więc popełnienie przestępstwa określonego w art. 212 Kodeksu karnego. Sąd pierwszej instancji postanowił warunkowo umorzyć postępowanie, nakazując Wandzie Gąsior opublikowanie przeprosin i dodatkowo zasądził od niej na rzecz polityka 1000 złotych oraz koszty postępowania (300 złotych). Sąd apelacyjny złagodził później te sankcje do obowiązku przeprosin i zapłaty kosztów sądowych oskarżyciela. Oba sądy uznały, że doszło do zniesławienia przez rozpowszechnienie nieprawdziwych zarzutów.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w swoim wyroku orzekł, że zastosowane sankcje karne nie naruszały swobody wypowiedzi chronionej na mocy art. 10 Konwencji. Po pierwsze, skarżąca postawiła zarzuty, których prawdziwości nie wykazała. Pisała, że polityk zalegał jej synowi z sumą 240 tysięcy złotych, podczas gdy przed sądami faktycznie domagano się tylko nieco ponad 40 tysięcy. Po drugie Trybunał stwierdził, że chociaż listy można uznać za element debaty o publicznie istotnej kwestii, czyli rzekomo niewłaściwym postępowaniu ważnej osoby publicznej, również taka osoba (nawet jeśli z racji pełnionej funkcji wystawia się na społeczną kontrolę) ma prawo bronić swojego dobrego imienia, gdy publikacja jest myląca lub może wprowadzać w błąd opinię społeczną. Po trzecie, zdaniem Trybunału, polskie sądy adekwatnie zbudowały równowagę między swobodą wypowiedzi skarżącej a potrzebą obrony reputacji polityka, dotkniętej niezwykle negatywnymi określeniami. Po czwarte, zastosowane konsekwencje prawne, które orzeczono w następstwie prywatnego, a nie publicznego aktu oskarżenia, są proporcjonalne i sprowadzają się do nakazu przeprosin.
Wyrok siedmioosobowej izby zapadł przy jednym głosie przeciwnym islandzkiego sędziego Davida Thóra Björgvinssona.
Komentarz prof. INP PAN dr hab. Ireneusza C. Kamińskiego, eksperta prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:
Wypowiedź Wandy Gąsior trudno nazwać ważnym głosem w publicznie istotnej sprawie. Była to raczej pełna emocji pretensja związana z prywatnym sporem, jaki zdarzył się w czasie wykonywania zleceń remontowych. Nawet jednak i takie niekluczowe oraz zwykłe wypowiedzi mogą stać się pretekstem do powstania istotnego standardu prawnego.
Trybunał kilkakrotnie zajmował się ingerencjami, w których tle była nieupubliczniona wypowiedź pisemna zakwalifikowana przez krajowe sądy jako zniesławiająca bądź znieważająca. Zazwyczaj strasburscy sędziowie uznawali cechę niepubliczności za istotną i wręcz rozstrzygającą dla konkluzji mówiącej o złamaniu art. 10. Tak było w sprawie Kazakov przeciwko Rosji (list do dowódcy jednostki wojskowej; wyrok z 18.12.2008 r., skarga nr 1758/02), Zakharov przeciwko Rosji (list do gubernatora regionu; wyrok z 5.10.2006 r., skarga nr 14881/03), Sofranschi przeciwko Mołdowie (list do prezydenta; wyrok z 21.12.2010 r., skarga nr 34690/05), Siryk przeciwko Ukrainie (list do organów skarbowych; wyrok z 31.03.2011 r., skarga nr 6428/07), Grigoriades przeciwko Grecji (list do dowódcy jednostki wojskowej; wyrok Wielkiej Izby z 25.11.1997 r., skarga nr 24348/94), Bezymyannyy przeciwko Rosji (list do dwóch prokuratorów; wyrok z 8.04.2010 r., skarga nr 10941/03). W wyroku Kazakov przeciwko Rosji za sprzeczną z art. 10 wprost uznano sankcję polegającą na nakazie przeprosin. Należy podkreślić, że we wszystkich listach stawiano poważne zarzuty, czasami łącząc je z ostrymi ocenami lub określeniami, np. „antyspołeczne i niegodziwe zachowanie” (Zakharov przeciwko Rosji), „nie potrafi nawet dobrze czytać”, „bezwstydny” (Sofranschi przeciwko Mołdowie).
Z drugiej strony, pomijając szczególne sprawy związane z wypowiedzią zawartą w pismach procesowych, jedynie w wyroku Lešník przeciwko Słowacji (wyrok z 11.03.2003 r., skarga nr 65640/97) ETPCz zaakceptował ingerencję, jaka była następstwem uwag zawartych w niepublicznym liście skierowanym do dwóch prokuratorów, a dotyczącym rzekomych naruszeń prawa dokonanych przez innego prokuratora.
W dominującej linii orzeczniczej ETPCz konsekwentnie i mocno wskazywano, że kierowane do instytucji państwa listy zwracały uwagę na zdarzenia, które autor listu oceniał jako niewłaściwe, niepraworządne bądź naganne. Obywatel korzystał ze swojego prawa do krytyki i alarmowania organów państwa bądź przełożonych osoby poddanej krytyce. Sądzę, że analogiczne racje mają zastosowanie i do alarmowania mediów, które pełnią w demokratycznym państwie rolę publicznego kontrolera (public watchdog). Oczywiście autor listu może podlegać odpowiedzialności, jeśli media upublicznią przekazane im treści. Ale wymierzenie sankcji za samo przesłanie listu, który nie jest publicznie ujawniany i gdy osoba poddana krytyce poznaje jego treść jedynie podczas weryfikacji zarzutów przez dziennikarza, musi rodzić negatywne skutki dla gotowości obywateli do podejmowania kontaktów z mediami.
Co więcej, wymierzona Wandzie Gąsior sankcja należała do instrumentarium prawa karnego, a więc szczególnie stygmatyzowała skazaną, m.in. przez wpisanie jej danych do Krajowego Rejestru Karnego. W swoim orzecznictwie ETPCz konsekwentnie zwraca uwagę na wyjątkowość użycia prawa karnego w reakcji na kwestionowaną wypowiedź. Mam poważne wątpliwości, czy takie szczególne okoliczności wystąpiły w polskiej sprawie.
Trudno mi zgodzić się z wyrokiem w sprawie Wandy Gąsior. Uważam, że nie harmonizuje on z przywoływanym wcześniej orzecznictwem ETPCz. Jestem wręcz przekonany, że gdyby analogiczna sprawa trafiła do innej izby (np. piątej, znanej z rygoryzmu analizy), konkluzja wyroku brzmiałaby inaczej.
Gdy w strasburskim orzecznictwie dochodzi do rozbieżności, które są następstwem braku czytelnego standardu, pożądany staje się wyrok siedemnastoosobowej Wielkiej Izby. Tak było kilka lat temu w związku z wyrokami dotyczącymi kary pozbawienia wolności jako sankcji za nadużycia wolności słowa. Pewne izby sankcję tę ograniczały do wyjątkowych sytuacji, inne − patrzące w sposób „bardziej krajowy” − przyzwalały na nią w dużo szerszym zakresie. Stan niepewności przeciął wydany jednomyślnie wyrok Wielkiej Izby w sprawie Cumpănă i Mazăre przeciwko Rumunii (wyrok z 17.12.2004 r., skarga 33348/96). W konsekwencji powstał jednoznaczny standard wskazujący na wyjątkowość kary więzienia. Warto podkreślić, że w tle rumuńskiej sprawy znajdował się artykuł, który nie spełniał podstawowych rygorów dziennikarskiej sztuki i któremu dodatkowo towarzyszył obraźliwy rysunek. Wcześniej izba zaakceptowała ingerencję jako nienaruszającą art. 10.
Uważam, że tak jak w rumuńskiej sprawie Wielka Izba ustanowiła ważny standard, analogicznie mogłaby postąpić w sprawie Wandy Gąsior, wypowiadając się o dopuszczalności sankcji, zwłaszcza karnych, gdy kwestionowana wypowiedź nie zostaje upubliczniona.
I już na marginesie wyroku w sprawie Wandy Gąsior następująca refleksja. Sędzia Björgvinsson napisał w zdaniu odrębnym, że uważa art. 212 polskiego Kodeksu karnego za „wysoce niewłaściwy i nieproporcjonalny w kontekście postępowań związanych ze zniesławieniem”. Ten pogląd wpisuje się w coraz mocniejszą tendencję polegającą na depenalizacji zniesławienia. Ale nawet jeśli nie bylibyśmy tak pryncypialni jak liczna grupa sędziów ETPCz, do której należy islandzki sędzia, to ze strasburskiego orzecznictwa wynika, że z konwencyjnym standardem korespondują co najwyżej kara grzywny i przeprosiny. Czy jest zatem sens utrzymywać w krajowych porządkach prawnych przepisy prawa karnego, które katalog dozwolonych sankcji za zniesławienie rozpoczynają od kary pozbawienia i/lub ograniczenia wolności? Przecież ETPCz (a może tylko pewne jego składy) da swoje przyzwolenie co najwyżej na dużo słabsze sankcje. Może więc warto wyciągnąć praktyczne konsekwencje ze strasburskiego standardu i ograniczyć odpowiedzialność za zniesławienie do drogi prawa cywilnego.
Prof. INP PAN dr hab. Ireneusz C.Kamiński
Ekspert prawny HFPC
Źródło: HFPC