Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", Endy Gęsina-Torres udawał uchodźcę, by obnażyć prawdę o złych warunkach w ośrodkach dla cudzoziemców.
W styczniu 2013 roku Endy Gęsina-Torres incognito dostał się do strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców przy Podlaskim Oddziale Straży Granicznej. W takich zamkniętych placówkach, przypominających reżimem więzienia, cudzoziemcy przez kilka, a nawet kilkanaście miesięcy oczekują na decyzję dotyczącą legalizacji ich pobytu w Polsce bądź deportacji. W 2013 roku płynęły stamtąd dramatyczne sygnały o łamaniu praw człowieka. Cudzoziemcy protestowali, prowadząc głodówkę.
Dziennikarzom wielokrotnie odmawiano tam wstępu. By tego dokonać, reporter wykorzystał swoje pochodzenie, udając kubańskiego uchodźcę, który nielegalnie przekroczył granicę z Białorusią i któremu skradziono plecak z ubraniami, pieniędzmi i paszportem. By trafić za kraty, musiał sfałszować m.in. podpisy na protokołach zatrzymania (posłużył się danymi swego ojca) i złożyć fałszywe zeznania przed białostockim sądem, który decydował o osadzeniu.
Dziennikarza wspiera Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Reprezentująca go Dominika Bychawska-Siniarska, prawniczka z fundacji, podkreśla, że wyrok białostockiego sądu nie uwzględnił celu, jaki przyświecał dziennikarzowi - działał on w interesie publicznym, a także zrealizował reportaż zgodnie z zasadami sztuki zawodowej. W skardze podniosła naruszenie art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka - wolności słowa. Teraz, po półrocznym okresie wstępnego badania dopuszczalności skargi pod kątem formalnym, prawniczka otrzymała informację ze Strasburga, że skarga została przyjęta. Postępowanie przed trybunałem może potrwać kilka lat. Więcej>>>
Służąc rządom dobrego prawa. Andrzej Rzepliński w rozmowie z Krzysztofem Sobczakiem>>>