PAP: Jak często obywatele skarżą się na brak dostępu do informacji publicznej, czy można mówić o jakiejś tendencji?
Irena Kamińska: Coraz częściej. Kiedyś na sesji wydziału NSA, do którego te skargi wpływają, była jedna sprawa z zakresu dostępu do informacji publicznej, teraz bywają cztery, a nawet sześć. Wzrost jest bardzo widoczny.
Ustawa nie pozwala żądać od pytającego wykazania interesu prawnego lub faktycznego. Co to oznacza?
To oznacza, że wnioskodawca nie musi tłumaczyć, do czego jest mu potrzebna żądana informacja. Tak mówi ustawa, w praktyce wykształciło się jednak orzecznictwo, z którego wynika, że w pewnych wypadkach informacja staje się informacją przetworzoną i wówczas wnioskodawca musi wykazać, że jej uzyskanie jest szczególnie istotne dla interesu publicznego.
Na przykład?
Na przykład zdarza się, że informacji potrzebuje ktoś, kto pisze pracę doktorską czy habilitacyjną. Zwraca się w związku z tym o nadesłanie szeregu informacji analitycznych, nieistniejących w żądanej postaci. Podkreślam jednak, że dotyczy to wniosków o informację przetworzoną, co do zasady podmiot zobowiązany do udzielenia informacji publicznej nie może pytać o cel, jakiemu ma ta informacja służyć.
Ustawa mówi, że prawo do informacji publicznej jest ograniczone ze względu na prywatność osoby fizycznej. Czy dotyczy to daty urodzenia?
To zależy od tego, czy mamy do czynienia z osobą, która jest funkcjonariuszem publicznym. Wszystkie dane osób niepełniących funkcji publicznych, a odnoszące się do ich życia prywatnego, nie mogą być udostępniane i ujawniane. Większy problem dotyczy funkcjonariuszy publicznych. Ustawa mówi, że ograniczenie ze względu na prywatność osoby fizycznej nie dotyczy informacji o osobach pełniących funkcje publiczne, mających związek z pełnieniem tych funkcji. Jeżeli więc funkcjonariusz publiczny może pracować tylko do określonego wieku, bo jest np. sędzią, to informacja o dacie jego urodzenia jest jak najbardziej związana z pełnioną przez niego funkcją i z tego powodu nie podlega ochronie.
Ostatnio zapadło kilka wyroków wojewódzkich sądów administracyjnych, z których wynika, że informacja o numerach służbowych telefonów komórkowych urzędników, np. prezydenta miasta, jest informacją publiczną. Jak to pogodzić z prywatnością osób, które przecież korzystają ze służbowych telefonów również po godzinach pracy? Przecież nie zostawiają tych telefonów na biurku, wychodząc z pracy.
Niezręcznie jest mi wypowiadać się na temat spraw, które być może znajdą się w Naczelnym Sądzie Administracyjnym i trafią do mojego referatu.
Spróbujmy jednak spojrzeć na problem, pomijając rozstrzygnięcia sądów pierwszej instancji.
Gdybym miała dywagować, to powiedziałabym tak: telefon służbowy służy do porozumiewania się w celu realizacji zadań służbowych. Nawet jeżeli ktoś zabiera go do domu, to – jak rozumiem – robi to po to, by móc kontaktować się w celach służbowych również po godzinach pracy, np. ze współpracownikami. Z drugiej strony każdy funkcjonariusz publiczny powinien, w ramach pełnienia swojego urzędu, być dostępny dla obywateli i w tym celu są ustalane i podawane do publicznej wiadomości godziny urzędowania, w których obywatel może mieć bezpośredni kontakt z osobą pełniącą funkcje publiczne. Dlatego nie wydaje mi się, by obywatel musiał kontaktować się z funkcjonariuszem za pomocą telefonu komórkowego. To nie jest jedyna forma bezpośredniego kontaktu. Więcej na ten temat nie chciałabym już nic powiedzieć.
Sporo emocji budzą też wnioski o informacje o wynagrodzeniach funkcjonariuszy publicznych.
To jest informacja publiczna, ponieważ jest związana z pełnieniem przez te osoby funkcji publicznych. Ponadto wynagrodzenie funkcjonariuszy publicznych jest finansowane ze środków publicznych, a wydatkowanie tych środków jest poddane społecznej kontroli.
Kiedy więc informacje o funkcjonariuszach publicznych są chronione?
Gdy dotyczą życia prywatnego takich osób, na przykład związków osobistych, partnerskich, rodziny, dzieci. Nawet, gdy dziecko popadnie w kłopoty, jego rodzic pełniący funkcje publiczne nie ma obowiązku udzielania informacji na ten temat.
Czy to znaczy, że premier Tusk nie musi udzielać informacji o swoim synu w zakresie spraw związanych m.in. z pracą Michała Tuska dla Portu Lotniczego w Gdańsku?
W tej sprawie można znaleźć związek z wykonywaniem przez pana premiera funkcji publicznych i dlatego informacje te nie są chronione ze względu na prywatność pana premiera.
Czy gdyby Michał Tusk nie pracował dla instytucji wydatkującej środki publiczne, premier nie miałby obowiązku udzielania informacji na temat swojego syna?
Gdyby nie prowadził działalności na rzecz dwóch różnych instytucji, z których jedna popadła w ogromne kłopoty...
Kontrowersje budzi też inne ograniczenie - wzgląd na tajemnicę przedsiębiorcy. Czy przedsiębiorca w ogóle ma obowiązek udzielania informacji?
Tak, w takim zakresie, w jakim wykonuje zadania publiczne, np. zadania zlecone przez jednostki samorządu terytorialnego, lub dysponuje majątkiem publicznym.
W jakim więc zakresie informacje te są wyłączone z obowiązku ich udostępniania?
Zakres jest bardzo szeroki. Przede wszystkim przedsiębiorca sam określa, co jego zdaniem powinno podlegać ochronie; mam tu na myśli tajemnice technologiczne, organizacyjne, dotyczące stanów finansów itp.
Zatrzymajmy się na chwilę przy finansach. Ostatnio głośny stał się wyrok NSA dotyczący ujawnienia treści umów handlowych zawartych przez Sąd Najwyższy z jednym z dostawców komercyjnych baz aktów prawnych i orzecznictwa. Czy takie informacje nie są tajemnicą przedsiębiorcy?
Zacznijmy od tego, że w tej sprawie podmiotem, który został wezwany do udzielenia informacji publicznej był Sąd Najwyższy, a informacja miała dotyczyć majątku, którym ten Sąd dysponował. Dlatego NSA, na tym etapie postępowania, musiał najpierw przesądzić, czy jest to informacja publiczna.
I przesądził, że jest.
Tak, natomiast NSA nie rozstrzygał, czy prawo do tej informacji jest ograniczone, czy nie jest. Zarzut pod adresem prezesa Sądu Najwyższego dotyczył pozostawienia wniosku o udzielenie informacji publicznej bez rozpoznania, ponieważ Prezes Sądu Najwyższego uznał, że informacja, o którą pyta wnioskodawca, nie jest informacją publiczną. Jak się okazało – niesłusznie. Dlatego Prezes Sądu Najwyższego powinien był albo udzielić informacji, albo – jeśli uznał, że z jakichś względów jest ona chroniona – wydać decyzję o odmowie jej udostępnienia. I taka jest konkluzja wyroku NSA.
Spójrzmy jednak na problem bardziej ogólnie: z jednej strony umowy mamy podmiot publiczny, z drugiej – podmiot prywatny. Czy treść takiej umowy powinna być dostępna?
W orzecznictwie jest już utrwalony pogląd, że umowy, które dotyczą mienia publicznego, choćby były umowami cywilnoprawnymi zawartymi z podmiotami prywatnymi, stanowią informację publiczną. Jeżeli natomiast jakieś dane w takiej umowie powinny być chronione, to odmowa ich udostępnienia musi być wydana w formie decyzji.
Coraz częściej na sądowe wokandy trafiają sprawy o odmowę udostępnienia przez wójta, burmistrza, czy prezydenta miasta treści umów, faktur i innych dokumentów finansowych.
Tak, i generalnie orzecznictwo sądów administracyjnych idzie w tym kierunku, że takie umowy i faktury powinny być udostępnione. Chodzi o mienie publiczne i społeczeństwo ma prawo dowiedzieć się, na co są wydawane pieniądze publiczne. Nie ma powodu, żeby takie dokumenty utajnić.
Rozmawiała: Katarzyna Jędrzejewska (PAP)
Sędzia NSA: prywatność nie zawsze zwalnia z udzielenia informacji
Nie ma obowiązku udzielania informacji na temat prywatnego życia funkcjonariuszy publicznych, np. ich dzieci, ale zasada ta nie obowiązuje, gdy informacja ma związek z wykonywaniem funkcji publicznych - twierdzi sędzia NSA Irena Kamińska.