A wszystko to dlatego, że fala krytyki niczym tsunami porwała szczytne cele przyświecające noweli i obróciła w niwecz. Szczytny, pierwotny cel to bezwzględna walka z pedofilią. A okazało się, że po drodze przepisy zmiotły kilka górnych granic kar za poważne przestępstwa, a co więcej - nowe regulacje wprowadziły bezwzględne dożywocie, cofając Polskę do XIX wieku.
Czytaj: Nowelizacja kodeksu karnego z naruszeniem regulaminu Sejmu - opinia szefa KRS>>
Poruszyło to dr Adama Bodnara, rzecznika praw obywatelskich, co nie dziwi. Ale widać i sędziego Mazura, który z pewnością doskonale zna Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Chce, by prezydent próbował uleczyć mankamenty kodeksu pisanego w wielkim pośpiechu. Być może pragnie swą opinią zasugerować także prezydentowi, że w Trybunale w Strasburgu rząd nasz znowu przegra i zapłaci sowite kary w euro.
Nowa Krajowa Rada Sądownictwa do tej pory nie krytykowała nieudanych poczynań legislatora, a więc teraz być może przelała się miarka?
Prezydent analizuje tekst i może przypomina sobie czego był uczony na Uniwersytecie Jagiellońskim; nie surowość kary, lecz jej nieuchronność jest zasadą przewodnią twórców prawa.
My przypominamy, że dobre intencje legislatora nie wystarczą. Świadczy o tym choćby przykład noweli kodeksu karnego w sprawie zaostrzenia kar dla alimenciarzy. Przepis tak sformułowano, że sądy wypuszczają na wolność odsiadujących kary pozbawienia wolności mężczyzn. I od półtora roku minister sprawiedliwości składa masowo kasacje do Sądu Najwyższego, aby z powrotem tych ludzi wsadzić. Czyli trwa naprawianie błędu po czasie, ale gdyby słuchano Rady Legislacyjnej czy ekspertów sejmowych można by uniknąć wpadki.