Sąd częściowo uwzględnił pozew P. (b. oficera służb specjalnych PRL) wobec szefa CBA. Wyrok jest nieprawomocny; można się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Nikt ze stron procesu nie stawił się na ogłoszeniu wyroku (Wojtunik jest na dłuższym zwolnieniu lekarskim).
Przyczyną pozwu były słowa Wojtunika z wywiadu dla "Rzeczypospolitej" z grudnia 2010 r. Pytany, czy nie liczy, że Marek P. będzie świadkiem koronnym, szef CBA odparł: "Każdy funkcjonariusz chciałby, aby przestępca zgodził się zostać świadkiem koronnym". Mówił też, że P. "najprawdopodobniej spajał pozornie rozbieżne interesy. Poprzez swoje wpływy przyspieszał i ułatwiał przekazanie majątków, był też sprawny, jeśli chodzi o zbywanie przejętych gruntów". Dodał, że P. "jest osobą zamożną i najprawdopodobniej dużą część swojego majątku zarobił właśnie dzięki działaniom przy Komisji Majątkowej".
P. wytoczył za to Wojtunikowi procesy cywilny i karny. Za naruszenie swych dóbr osobistych żądał od szefa CBA przeprosin w prasie oraz 100 tys. zł zadośćuczynienia. Pełnomocnik Wojtunika, radca prawny Artur Zawolski, wnosił o oddalenie pozwu. Podkreślał, że szef CBA nie miał "zamiaru pokrzywdzenia powoda".
W grudniu 2011 r., wobec nieobecności Wojtunika, sąd wydał tzw. wyrok zaoczny, uwzględniając w części pozew. Szef CBA złożył sprzeciw, co sprawiło, że proces ruszył na nowo. Wyrok zaoczny sąd wydaje w razie nieobecności pozwanego, powiadomionego o terminie rozprawy. Wyrok taki bez badania merytorycznego pozwu uwzględnia żądania powoda. Gdy pozwany złoży sprzeciw, sprawa jest badana od nowa merytorycznie.
W czwartek sąd utrzymał częściowo wyrok zaoczny (nie uwzględnił żądań finansowych powoda). Sąd uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda, takich jak cześć i dobre imię. "Pozwany mógł ważyć swe oceny" - mówił sędzia Paweł Pyzio w uzasadnieniu wyroku.
Według sądu Wojtunik działał bezprawnie, a fakty, o których mówił w "Rz", "nie zostały udowodnione jako prawdziwe". Zdaniem sądu szef CBA nie działał w interesie społecznym. Sędzia dodał, że udzielając wywiadu, nie działał on jako organ władzy państwowej, lecz wypowiadał się we własnym imieniu.
P. (z wykształcenia prawnik) zeznawał wcześniej, że słowa szefa CBA były "stygmatyzacją" i przesądzeniem winy. Według P. po wywiadzie szefa CBA zakony cystersów i elżbietanek wypowiedziały mu dotychczasowe pełnomocnictwa za jego - jak się wyraził - "charytatywną działalność". Elżbietanki z Poznania miały mu wypłacić wynagrodzenie po zakończeniu postępowania przed Komisją Majątkową.
Ujawnił, że wynagrodzenie to "nie miało przekroczyć 3,5 proc. zwróconego majątku, w tym zwrot kosztów. "Przysporzyłem temu zgromadzeniu ponad 50 mln majątku" - chwalił się P. Pełnomocnik Wojtunika zwracał uwagę, że elżbietanki wypowiedziały mu pełnomocnictwo w listopadzie 2011 r., a wypowiedź szefa CBA pochodziła z grudnia 2010 r. "Uczyniły to nowe władze zakonu, które mnie nie znały" - wyjaśnił P.
W 2011 r. Wojtunik mówił, że proces to "próba wyłączenia CBA i funkcjonariuszy biura z działań związanych ze śledztwem dotyczącym korupcji w Komisji Majątkowej". "Chciałbym przypomnieć, że już po zatrzymaniu osoba ta składała zawiadomienie na funkcjonariuszy CBA, twierdząc, że go bili, torturowali. Są to fakty, które nie miały miejsca - dodawał. Podkreślał, że "jesteśmy w wolnym kraju i każdy każdego może pozwać".
P. został zatrzymany w 2010 r. przez CBA, a następnie aresztowany przez sąd. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach postawiła mu osiem zarzutów, m.in. korumpowania osoby z Komisji Majątkowej, oszustw na szkodę dwóch osób i jednej instytucji na sumę ok. 10 mln zł, nadużycia uprawnień przy sprzedaży nieruchomości i przywłaszczenia 300 tys. zł. Grozi mu 10 lat więzienia. W czerwcu 2011 r. wyszedł z aresztu po wpłaceniu miliona zł kaucji.
W grudniu 2011 r. został on oskarżony wraz z b. członkami Komisji Majątkowej za nieprawidłowości przy zwrocie Kościołowi ziemi za mienie zagarnięte w PRL. Według mediów P. jako pełnomocnik instytucji kościelnych słynął ze skuteczności w odzyskiwaniu gruntów. Zgodnie z ustaleniami śledztwa miał też wyszukiwać rzeczoznawców, którzy wydawali fałszywe opinie na temat wartości ziemi, której zwrotu domagał się Kościół. Odzyskiwane atrakcyjne grunty były później sprzedawane w prywatne ręce.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ abr/ mow/