Sprawa zaczęła się od krytyki przez Jarosława Warzechę ówczesnego prezesa Radia Łódź. Dziennikarz kwestionował kompetencje prezesa do prowadzenia rozgłośni oraz zarzucał mu, że został wybrany z klucza politycznego. W konsekwencji, jak twierdził powód, obniżyła się jakość ramówki radia. W reakcji na krytykę, prezes zaczął stopniowo pozbawiać dziennikarza prowadzenia programów, co bezpośrednio przekładało się na ograniczenie jego wynagrodzenia, izolował dziennikarza i wyrażał o nim niepochlebne opinie przy innych pracownikach, a także kwestionował status pokrzywdzonego, jaki red. Warzecha otrzymał od IPN. Wreszcie dziennikarz został zwolniony, a gdy sąd uznał jego wypowiedzenie za bezpodstawne i nakazał przywrócenie go do pracy – Prezes zwlekał z wykonaniem wyroku.
Sąd nie miał wątpliwości, że działania prezesa spełniały przesłanki mobbingu i w oparciu o art. 943 Kodeksu pracy przyznał dziennikarzowi 20 tys. zadośćuczynienia za rozstrój zdrowia (powód domagał się 45 tys. zł, o rozmiarze zadośćuczynienia zadecydowała opinia biegłego kardiologa). (sygn. akt XP 263/09).
W sprawę zaangażowała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która uczestniczyła w postępowaniu jako organizacja społeczna. Występująca na poprzedzającej wyrok rozprawie, która odbyła się 9 maja 2011 r., reprezentująca Obserwatorium Wolności Mediów HFPCz Dorota Głowacka przedstawiła argumenty uzupełniające mowę końcową pełnomocnika dziennikarza o standardy strasburskie w zakresie prowadzenia polityki kadrowej w mediach publicznych. Zwróciła także uwagę sądu na to, jakie ta sprawa ma znaczenie dla wolności słowa.
Przede wszystkim argumentowała, że dziennikarze powinni mieć prawo wypowiadać się i krytykować zmiany w kierownictwie mediów publicznych, w których są zatrudnieni. Jak stwierdził Europejski Trybunał Praw Człowieka w sprawie Wojtas Kaleta przeciwko Polsce, „obowiązek lojalności pracowników wobec pracodawcy nie może mieć jednakowej mocy wiążącej w odniesieniu do dziennikarzy, ponieważ istotą zawodu jest przekazywanie informacji i opinii. Dziennikarze mają prawo, a nawet obowiązek komentowania spraw o znaczeniu publicznym, w tym także tych odnoszących się do organizacji pracy czy funkcjonowania mediów realizujących misję publiczną”. - W świetle tego standardu, red. Warzecha nie tylko miał prawo, ale i obowiązek poinformowania opinii publicznej o sytuacji w w Radiu Łódź, jeśli jego zdaniem doszło w nim do nieprawidłowości. Niedopuszczalne jest aby w tej sytuacji spotkały go za to sankcje ze strony kierownictwa Radia w postaci pogorszenia warunków pracy - twierdzi Głowacka.
Przedstawicielka Fundacji przywoływała także orzeczenie w sprawie Manole przeciwko Mołdawii, w którym ETPCz podkreślił, jak istotne znaczenie dla realizowania misji dziennikarskiej mają warunki wykonywania zawodu. Z uwagi na rolę dziennikarzy w demokratycznym społeczeństwie, władze mediów publicznych w dużo większym stopniu niż inni pracodawcy, mają obowiązek zagwarantować im możliwość wykonywania pracy bez nacisków oraz wpływania na treści przez nich przekazywane.
- Warto zaznaczyć, że przypadek red. Warzechy nie jest jedyną sprawą tego rodzaju, która trafiła do Obserwatorium. Z niepokojem obserwujemy, że subtelne techniki stopniowego odsuwania od anteny i ograniczenia wynagrodzenia są coraz częściej stosowane, aby eliminować niewygodnych dla władz mediów dziennikarzy - mówi Dorota Głowacka. I dodaje, że wyrok w sprawie red. Warzechy nie jest prawomocny. Jeśli się uprawomocni, może mieć duże znaczenie dla rozstrzygnięcia podobnych spraw. - Czekamy oczywiście na pełne uzasadnienie orzeczenia, ale już teraz wydaje się, że sąd dał jasny sygnał, że opisane praktyki są niezgodne z prawem i tym samym wyrok przyczyni się do promocji wyższych standardów ochrony wolności dziennikarskiej w redakcjach - komentuje.