Zakaz podawania przez media nazwisk osób podejrzanych obejmuje także osoby pełniące funkcje publiczne i działa od chwili wydania przez prokuraturę postanowienia o postawieniu zarzutu - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Taki wyrok zapadł w sprawie cywilnej Piotra K. Przeciwko redakcji dziennika "Puls Biznesu". Piotr K. Był jednym z podejrzanych o działanie na szkodę spółki, w której był członkiem zarządu. Dość częsty przypadek w sądach. Ten nabrał dodatkowego wymiaru, ponieważ został opisany w gazecie. W publikacji podane zostało imię i nazwisko podejrzanego, co redakcja motywowała tym, że było one już wcześniej ujawniane w mediach i w prospekcie emisyjnym oraz dlatego, że podejrzany był osobą publiczną jako członek władz spółki giełdowej. Sąd Apelacyjny odrzucił argumenty pozwanych i w ustnym uzasadnieniu prawomocnego wyroku podkreślił, że prawo prasowe zakazuje mediom podawania danych osobowych osób podejrzanych - niezależnie od tego, czy pełnią one funkcje publiczne. - Podanie nazwiska w kontekście śledztwa powoduje, że dobre imię danej osoby jest naruszone, gdyż jest ona postrzegana piętnująco - dodała sędzia prowadząca sprawę. - Nie ma podstaw, by dziennikarz sam decydował o uchyleniu zakazu podawania nazwiska, bo prawo do tego ma tylko prokurator i sąd - podkreśliła sędzia.
To ważny wyrok, dotyczący dość szerokiego zjawiska. W mediach postępuje trend na pokazywanie właściwie wszystkiego. Dawne ograniczenia obyczajowe, wynikające z dobrego smaku, czy jakichś podstaw dobrego wychowania, dość szybko pękają. Fakt, polskie telewizje zgodnie z apelem rządu nie pokazały egzekucji Polaka zabitego przez talibów z Pakistanie, ale wiadomo, że miliony ludzi na świecie obejrzały ten film w internecie. Bez wątpienia było w tym gronie także wielu Polaków. Czym jest przy tym ujawnienie nazwiska osoby oskarżanej o domniemane nadużycia finansowe?
Dla coraz większej części opinii publicznej w medialnym przekazie nie ma żadnych tabu i media do tego dostosowują się. W odniesieniu do osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa jest to regulowane przez prawo. Jednak obowiązujące obecnie w Polsce Prawo prasowe pochodzi z lat 80. i jest krytykowane jako nie przystające do warunków demokracji, realiów współczesnych mediów oraz do orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który wiele razy stwierdzał, że prawo do krytyki osób publicznych, obejmujące m.in. podawanie danych osobowych, jest szersze niż wobec osób prywatnych. W porządku, tylko jak szeroko należy traktować pojecie „osoba publiczna”? Ma ono dotyczyć tylko polityków biegających od telewizji do radia i z powrotem, zabiegających wciąż o ich publiczne pokazywanie, czy także szefów firm, urzędników państwowych, może również dziennikarzy?
Być może wkrótce dojrzeje sytuacja do zmian w Prawie prasowym. Być może też ta definicja zostanie w nim rozszerzona. Gdyby jednak do tego doszło, to nowego opisania w ustawie wymagałyby też zasady ukrywania przez media tożsamości ludzi chronionych statusem osoby, której postawione zostały zarzuty. Dzisiaj media dostosowują się do zakazu podawania danych osobowych takich osób w ten sposób, że podają imię i pierwszą literę nazwiska. To ukrywa dane takiej osoby, ale pod warunkiem, że nie podaje się dodatkowych informacji. Jeśli gazeta pisze o Janie K., znanym polityku partii X, to nietrudno sprawdzić, o kogo chodzi. Podobnie, gdy podawana jest nazwa firmy, w której zarządzie zasiada podejrzany. Niby warunek z ustawy spełniony, ale i tak wiadomo, o kogo chodzi. Jak to więc ochrona? Podobnie jest z ochroną wizerunku. Jeśli media zainteresują się osobą, której prokuratura postawiła zarzuty, to publikują jej zdjęcia z paskiem na oczach. Ma on ukrywać rysy twarzy, ale zwykle jest tak wąski, że niczego nie ukrywa. Jeśli do tego dodać inne widoczne na zdjęciu czy nagraniu telewizyjnym szczegóły, także zwykle okazuje się, że ustawowa ochrona jest fikcją.
Gdyby więc doszło do prac nad nowym Prawem prasowym, także ten problem powinien być rozwiązany. Jeśli należałoby uznać, że standard ochrony osób publicznych trzeba nieco rozluźnić, to jednocześnie konieczne wydaje się generalne określenie zasad w tej dziedzinie. Typowy obecnie sposób stosowania tego przepisu o zakrywaniu wizerunku tylko ośmiesza prawo, z którego on pochodzi.
Sąd: nie podawać nazwisk podejrzanych. Media: osób publicznych to nie dotyczy
Zakaz podawania przez media nazwisk osób podejrzanych obejmuje także osoby pełniące funkcje publiczne - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie. Taki wyrok zapadł w sprawie cywilnej Piotra K. Przeciwko redakcji dziennika "Puls Biznesu". Tymczasem media coraz częściej podają takie dane, a ustawa Prawo prasowe jest krytykowana za archaiczny sposób regulowania tej sprawy. Słusznie?