Krzysztof Sobczak: Podczas zorganizowanej kilka dni temu przez redakcję Europejskiego Przeglądu Sądowego debaty prof. Jacek Zaleśny z Uniwersytetu Warszawskiego twierdził, że ratyfikacja unijnego Funduszu Odbudowy oznaczać będzie przekazanie przez Polskę części kompetencji organom Unii, a więc powinna nastąpić na bazie art. 90. Konstytucji, a tym samym z wymogiem kwalifikowanej większości 2/3 głosów w Sejmie i Senacie. Pan się z tym poglądem nie zgadzał.
Czytaj: Ratyfikacja Funduszu Odbudowy - większość kwalifikowana, czy wystarczy zwykła?
Dariusz Adamski: Rzeczywiście, mam inne zdanie na ten temat. Nie wchodzi w tym przypadku w grę przekazanie kompetencji Unii Europejskiej i dlatego odpowiednią podstawą ratyfikacji jest art. 89 ust. 1 pkt 3 oraz 4 konstytucji, mówiące o wymogu zgody ustawowej na nią w sprawach dotyczących „członkostwa Rzeczypospolitej Polskiej w organizacji międzynarodowej” oraz rodzących „ „znaczne obciążenie państwa pod względem finansowym”. Przy przyjęciu tej podstawy wystarczyłaby zwykła większość w Sejmie. Superwiększość wymagana przez art. 90. konstytucji powinna być stosowana tylko w wypadkach szczególnych i wyjątkowych, gdy następuje zrzeczenie się przez państwo kompetencji na rzecz organizacji międzynarodowej. Natomiast w razie wyposażenia organizacji międzynarodowej w nowe kompetencje (np. do zaciągania pożyczek) bez wyzbycia się analogicznych kompetencji przez państwo nie ma najmniejszego uzasadnienia stawiania konstytucyjnej poprzeczki tak wysoko.
Niezależnie od tego, kto w tym sporze ma rację, znalezienie w Sejmie nawet zwykłej większości dla tej decyzji będzie bardzo trudne. Ale krąży już pogłoska, że rządzący politycy chcą załatwić to tzw. małą ratyfikacją, czyli podpisem prezydenta, bez angażowania parlamentu. Czy to możliwe i dopuszczalne?
Mała ratyfikacja byłaby oczywistym pogwałceniem art. 89 ust. 1 Konstytucji, który wymaga dużej ratyfikacji w sprawach dotyczących członkostwa Rzeczpospolitej Polskiej w organizacjach międzynarodowych, a także rodzących znaczne obciążenie państwa pod względem finansowym. To drugie odnosi się do projektowanego "podatku od plastiku", który - jak się szacuje - zwiększy polską składkę do UE o 1,5-2 mld zł. Co nie wyklucza ewentualności uznania oczywistego pogwałcenia Konstytucji za zgodne z nią przez obecny Trybunał Konstytucyjny. To jednak tylko świadczyłoby o tym, w jak chorym państwie żyjemy.
Czy autorzy takiego pomysłu mogliby powołać się na art. 133 konstytucji, według którego Prezydent Rzeczypospolitej jako reprezentant państwa w stosunkach zewnętrznych ratyfikuje i wypowiada umowy międzynarodowe, o czym zawiadamia Sejm i Senat?
Nie mogą, ponieważ artykuł 89. konstytucji wskazuje dodatkowe warunki ratyfikacji w przypadkach, o których mówiłem przed chwilą. Zresztą artykuł 90. też określa dodatkowe warunki ratyfikacji dla określonych w nim sytuacji. Prezydent nie może obchodzić tych reguł uznając, że on ma jakąś ogólną, uniwersalną prerogatywę do podejmowania dowolnych decyzji, do ratyfikowania czego i jak chce. Nie można po prostu art. 133 czytać tak, jakby w Konstytucji nie było art. 89 ani 90. Wszystkie te przepisy mają sens tylko wtedy, gdy patrzy się na nie razem.
Cena promocyjna: 79.2 zł
|Cena regularna: 99 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 99 zł
Czytaj: Rząd po raz kolejny nie przyjął projektu o ratyfikacji Funduszu Odbudowy>>
Gdyby rządzący Polską politycy zdecydowali się na takie obejście problemu, jaki mają z zebraniem większości wymaganej do ratyfikacji Funduszu Odbudowy, to czy to byłaby ważna ratyfikacja?
Prawdopodobnie w tej sprawie musiałby się wypowiedzieć Trybunał Konstytucyjny, ale tu znowu wracamy do jego składu i charakteru. Przynajmniej gdyby ta kwestia została postawiona na forum krajowym, bo Unia Europejska zapewne nie ingerowałaby w tryb, w jakim dokonano ratyfikacji.
Obowiązywałaby traktatowa zasada, że ratyfikacja ma być przeprowadzona według reguł konstytucyjnych obowiązujących w danym państwie?
Tak, zgodnie z artykułem 311 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej decyzja o zasobach własnych wejdzie w życie po jej zatwierdzeniu przez państwa członkowskie zgodnie z ich odpowiednimi wymogami konstytucyjnymi. A więc gdyby polski rząd poinformował organy Unii Europejskiej o skutecznej ratyfikacji, zostałoby to zaakceptowane i organy te nie wnikałyby w to, czy prezydent miał prawo ratyfikować decyzję bez zgody parlamentu. Prawo unijne pozostawia organom krajowym rozstrzygnięcie o właściwym trybie ratyfikacji.
Znowu wracamy do składu i charakteru obecnego Trybunału. Ale może on nie będzie wieczny i na przykład za kilka lat ktoś niezadowolony ze sposobu wykorzystywania tego funduszu postawi to pytanie już zmienionemu sądowi konstytucyjnemu. Jakie mogłyby być tego skutki – czy taka niekonstytucyjna ratyfikacja mogłaby być podważana, zaskarżana?
Gdyby sytuacja taka nastąpiła, zapewne miałyby miejsce jakieś pośpieszne i chaotyczne próby konwalidacji ex post braku właściwej ratyfikacji. Po to są procedury konstytucyjne, aby do tego nie dochodziło. W przeciwnej sytuacji konieczne będzie angażowanie zasobów państwa do wydobywania się z pułapki, w którą wpędza rządzących brak wyobraźni i zdrowego rozsądku.