Do drugiego z tych zdarzeń doszło w czwartek rano na A1 koło Piotrkowa Trybunalskiego. Jak poinformowała rzeczniczka łódzkiej policji Joanna Kącka warunki pogodowe były fatalne, widoczność na niektórych odcinkach wynosiła 6-7 metrów.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że jadący w autostradą tir najechał na tył drugiego tira. Uderzenie było tak silne, że popchnięty samochód przesunął się o kilkanaście merów, a kabina auta, które spowodowało uderzenie, uległa niemal całkowitemu zniszczeniu. W ciągu kolejnych kilkudziesięciu sekund jadące trasą samochody zaczęły wpadać na siebie. W sumie doszło do zderzenia ok. 40 aut osobowych i ciężarowych. Kilkanaście minut później doszło do drugiego karambolu, tym razem w kierunku Częstochowy.
Z informacji Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim wynika, że na razie nie wiadomo, w jakim kierunku będzie prowadzona sprawa. Ponieważ kilka osób jest w stanie ciężkim, śledczy mogą przyjąć za podstawę postępowania paragraf 2 art. 177 Kk. Zgodnie z nim osobie, która naruszając, chociażby nieumyślnie, zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, spowodowała wypadek, którego następstwem śmierć innej osoby albo ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, grozi od 6 miesięcy do nawet 8 lat więzienia. - Będzie trzeba bardzo wnikliwie zindywidualizować ewentualną odpowiedzialność karną kierujących pojazdami. Nie jest tak, że to pierwsi, którzy uderzyli w poprzedzające ich samochody mogą być tylko odpowiedzialni. Nawet osoba, która kierowała ostatnim pojazdem – jeśli przekroczyła przepisy ruchu drogowego - może np. odpowiadać za spowodowanie wypadku drogowego - powiedział przedstawiciel piotrkowskiej prokuratury.
Tymczasem nieco inne podejście do podobnej sytuacji wydaje się przyjmować Dział do Spraw Wojskowych Prokuratury Rejonowej Poznań – Grunwald, który nadzoruje śledztwo w sprawie wypadku, do którego doszło w środę wieczorem koło Torunia. Prowadzi je Żandarmeria Wojskowa, ponieważ o spowodowanie kolizji podejrzewany jest kierowca pojazdu wojskowego, w którym podróżował minister obrony narodowej Antoni Macierewicz.
Czytaj: PO żąda od prokuratury wyjaśnień ws. wypadku z udziałem Macierewicza>>
Jak poinformował w czwartek zastępca prokuratora okręgowego ds. wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu mjr Wojciech Skrzypek, według wstępnych ustaleń, jeden z samochodów w kolumnie, z uwagi na trudne warunki drogowe, stracił przyczepność z nawierzchnią. Uderzył w tył poprzedzającego go pojazdu, następnie oba pojazdy, wytracając prędkość, uderzyły w samochody stojące przed skrzyżowaniem. W wypowiedzi prokuratora nie było mowy o ewentulanym złamaniu przez kogoś prawa.
Tymczasem z przytaczanych przez media wypowiedzi świadków wynika, że pojazdy MON jechały z dużą prędkością. Jak obliczyli dziennikarze TVN24, uwzglęniając godzinę wyjazdu ministra z toruńskiej szkoły ojca Rydzyka i moment pojawienia się go na gali wręczenia Jarosławowi Kaczyńskiemu "Nagrody wolności" w Warszawie, wiozący go samochód pokonał tę trasę z prędkością co najmniej 125 km na godzinę. (ks/pap)
Komentarz
Obarczanie pogody odpowiedzialnością za wypadek na drodze to dość nietypowe podejście prokuratury. Zwykle zajmuje ona stanowisko, zgodne z prawem o ruchu drogowym, że kierowca ma obowiązek dostosować prędkość do warunków na drodze. I taką tezę znajdujemy we wstępnej ocenie zdarzenia spod Piotrkowa Trybunalskiego. Nie ma jej natomiast w odniesieniu do wypadku spod Torunia. Czyżby znaczenie miało to, że w pierwszym przypadku do kolizji doprowadzili zwykli kierowcy, a w drugim „kolumna specjalna” szefa MON?