Andrzej Ł. ps. Gruby samobójstwo popełnił w nocy z 20 na 21 kwietnia 2008 r. Był znanym w całej Polsce złodziejem luksusowych samochodów. Na koncie miał sześć wyroków i status świadka koronnego w sprawie prowadzonej w prokuraturze w Gorzowie Wielkopolskim. Za współpracę ze śledczymi zapewniono mu oraz jego rodzinie ochronę, środki do życia i wolność. Jednak końcu lutego 2008 r. białostoccy policjanci zatrzymali go pod zarzutem 18 włamań do samochodów oraz dwóch oszustw popełnionych na Podlasiu. Mężczyzna trafił do aresztu w Białymstoku. Jako że nadal miał swój specjalny status, umieszczono go w pojedynczej celi, w pawilonie dla niebezpiecznych osadzonych. Był odizolowany od wszystkich. Groziło mu, że w związku z tym zatrzymaniem straci status świadka koronnego i związane z tym przywileje oraz specjalną ochronę. Jedna z hipotez mówi, że przestraszył się możliwości przeniesienia do aresztu, w którym przebywają wydani przez niego koledzy.
Zeznająca przed sądem psycholog więzienny wspominała rozmowy, które prowadziła z osadzonym przed jego śmiercią. Według przesłuchiwanej w trakcie pierwszej rozmowy, Andrzej Ł. wyrażał zaniepokojenie o swoją sytuację prawną oraz rodzinę, natomiast z przebiegu drugiej, która miała miejsce dwa dni przed śmiercią, nie można było wywieść, że osadzony jest w złej kondycji psychicznej. Psycholog pytana o sposób działania w przypadku stwierdzenia treści samobójczych w listach więźnia, cenzurowanych przez prokuratora, odpowiedziała, że niezwłocznie powinno się w takim wypadku umieścić więźnia z innym osadzonym. Jest to zdaniem świadka najskuteczniejszy sposób uniknięcia tragedii.
Wiedzę o myślach samobójczych złodzieja i byłego świadka koronnego miała białostocka prokuratura. Jak zeznał w sądzie prokurator prowadzący śledztwo dotyczące Andrzeja Ł., to tam były cenzurowane listy, które mężczyzna wysyłał do bliskich. A w nich żegnał się z bliskimi, bo bał się tego, że trafił za kraty aresztu i mogą się na nim zemścić dawni towarzysze. Kiedy listy trafiły do prokuratury - jak zeznał prokurator - on był na urlopie. Korespondencję więc cenzurował inny prokurator. Ale zamiast informację niezwłocznie przekazać do aresztu, by jego pracownicy mogli skutecznie działać, zostawił notatkę prowadzącemu śledztwo i schował ją w szafce. Nim prokurator wrócił z urlopu, Andrzej Ł. popełnił samobójstwo.