Jak pisze Dziennik Gazeta Prawna, internauci, którzy nie mając do tego prawa, udostępniali w sieci muzykę, e-booki, filmy czy mapy, mogą się spodziewać wezwań do zapłaty odszkodowania. Ściąganie tych pieniędzy stało się intratnym biznesem. Nikt nie próbuje oszacować, jakie szkody poniósł właściciel praw autorskich. Kary są ściągane hurtowo, według jednego schematu.
„Wzywam do zapłaty kwoty 870 zł” – pismo z takim żądaniem otrzymał jeden z internautów od białostockiej kancelarii prawnej, o mylącej nazwie Pro Bono. Został namierzony za to, że udostępniał e-booki. Więcej: Dziennik Gazeta Prawna>>>
Prawnicy łowią piratów w sieci
Na ściganiu internautów łamiących prawa autorskie można nieźle zarobić. Firmy za zawarcie ugody i niewszczynanie sprawy przed sądem żądają od internautów nawet dziesiątek tysięcy złotych.