Jak przypomina autor, tamten zakaz sprzed pond pięciu wieków uzasadniono tym, że nie można prawidłowo piastować więcej niż jednego urzędu. Nadto, naturalna ludziom dążność do kumulacji władzy zagraża podstawowym regułom demokracji: wzajemnej kontroli poszczególnych władz, przejrzystości oraz otwarciu elit władzy na nowe osoby. Podkreślano, że kumulacja stanowisk prostą drogą prowadzi do oligarchii. W tej sytuacji należy ograniczyć ambicje polityków do jednego tylko urzędu.
Argumenty tego rodzaju są aktualne w odniesieniu do sytuacji, jak wyłoniła się po wyborach adwokackich jesienią zeszłego roku. Warszawscy adwokaci wybrali swoich przedstawicieli do izbowych władz, licząc na ich pełne zaangażowanie w sprawy izby. W czasie kampanii wyborczej słyszeliśmy przecież po wielokroć, jak ciężko pracują izbowi urzędnicy dla dobra warszawskiej adwokatury. W ten sposób uzasadniali przecież pensje, które sami sobie przyznali. Przykładowo członek prezydium warszawskiej ORA otrzymuje przeszło 130.000 złotych rocznie, a dziekan dostaje ok. 180.000 zł. To znaczna suma pieniędzy, szczególnie w dobie kryzysu ekonomicznego stołecznej palestry. Przytłaczająca większość adwokatów nawet nie marzy o takich zarobkach z działalności adwokackiej. Nic więc dziwnego, że adwokaci wybierając Okręgową Radę Adwokacką, brali deklaracje kandydatów o ich gotowości całkowitego poświęcenia dla warszawskiego samorządu za dobrą monetę.
Tym boleśniejsze jest obecne rozczarowanie. Nie chodzi tu tylko o to, że oprócz wygórowanych diet członkowie warszawskich władz nadal prowadzą swoje kancelarie. Nawet nie o to, że w wiele miesięcy po wyborach nie widać zupełnie aktywności warszawskiego samorządu. Szczególnie przykre jest bowiem, że członkowie warszawskiej ORA jednocześnie zajmują eksponowane stanowiska w strukturach Naczelnej Rady Adwokackiej!
I tak członkowie warszawskiej ORA są przewodniczącymi 5 komisji przy NRA: informatyzacji, praw człowieka, działalności publicznej adwokatury, komunikacji społecznej NRA, współpracy z zagranicą. Szóstą komisją kieruje szef koła w strukturze ORA w Warszawie. Inni z kolei są członkami poszczególnych komisji. Nawet prezes izbowego sądu dyscyplinarnego, który otrzymuje za piastowanie swego z istoty apolitycznego urzędu pensję 133.200 zł rocznie (więc niż prezes sądu apelacyjnego!), jest członkiem jednej z komisji NRA. Taki stan rzeczy jest bardzo trudny do zrozumienia dla warszawskich adwokatów. Praca w komisjach NRA jest przecież bardzo odpowiedzialnym i ciężkim zajęciem. Szczególnie dla przewodniczących komisji, których przecież obok pracy merytorycznej obciąża przecież cała robota papierkowa. Już łączenie kierownictwa komisji z adwokacką pracą zawodową budzi zdziwienie, a tymczasem szereg kolegów potrafi jednocześnie piastować mandat w Okręgowej Radzie Adwokackiej, a bywa nawet i tak, że kierują w niej jednocześnie komisją! Pobierając za to z kasy naszej Izby dodatkowe, niemałe, wynagrodzenie. Rekordzista łączy funkcje czynnego adwokata, wykładowcy uniwersyteckiego, członka Okręgowej Rady Adwokackiej, rzecznika dyscyplinarnego, wykładowcy aplikantów adwokackich, przewodniczy komisji badań naukowych i jest członkiem komisji legislacyjnej.
Taki stan rzeczy rzutuje także na kontrolną funkcję Naczelnej Rady Adwokackiej wobec Izby warszawskiej. Skoro bowiem tak wielu członków ORA w Warszawie, piastuje jednocześnie tak wpływowe stanowiska w strukturach NRA, to trudno oczekiwać, że NRA będzie nad warszawską izbą pełniło efektywny nadzór. Tym bardziej, ze są też przypadki, że to członkowie NRA pełnią funkcje w strukturach warszawskiej ORA! I tak członek NRA przewodniczył do niedawna izbowej komisji kultury, sportu i turystyki. Otrzymując, oczywiście, sowitą pensję z kasy Izby. Obecnie jest jej członkiem. Sekretarz Naczelnej Rady Adwokackiej jest członkiem komisji ds regulaminów. Jak w takiej sytuacji oczekiwać, że z kolei warszawska ORA gotowa będzie na twarde negocjacje z NRA w sprawie obniżenia odpisu na fundusz administracyjny Naczelnej Rady Adwokackiej? Przypomnę, że nasza Izba wpłaca na ten fundusz przeszło 2 mln złotych rocznie, co jest nieznośnym brzemieniem dla izbowych funduszy. W świetle powyższych związków personalnych pomiędzy izbą warszawską a NRA nie dziwi już głucha cisza w tej materii.
Łączenie stanowisk w izbach adwokackich i w Naczelnej Radzie Adwokackiej nie sprzyja efektywności sprawowania poszczególnych funkcji i zagraża wewnątrz adwokackiej demokracji. Każe też stawiać pytanie, dlaczego działacze samorządowi wybrani do warszawskich władz, pobierający za to niemałe fundusze, zaangażowali się na taką skalę w prace Naczelnej Rady Adwokackiej? Skoro bowiem chcieli pracować dla NRA, po co kandydowali do ORA? Jeżeli zmienili zdanie obecnie, czemu nie złożą mandatu? Czy za nic mają zaufanie kolegów oddających na nich swój głos? Podobnie jeżeli chodzi o członków NRA - skoro zdecydowali się kandydować na ten urząd, niech sobie darują funkcje w izbach adwokackich. Powinni skupić się na pracy na szczeblu centralnym.
W tej sytuacji szeregowi adwokaci, którzy uginają się pod brzemieniem składek, płaconych na potrzeby samorządu, oczekują przejrzystości i efektywności w pracach samorządowych. Podstawowym warunkiem zaś ku temu jest wprowadzenie zasady niełączenia stanowisk w izbach i w Naczelnej Radzie Adwokackiej.
Autor: adwokat Andrzej Nogal