Wcześniej Senat nie zgodził się na odrzucenie noweli, czego domagali się senatorowie PO. W czasie wtorkowej debaty przekonywali, że jest ona niekonstytucyjna, robiona na kolanie i zakłada upolitycznienie sądownictwa oraz, że jest "zabiegiem taktycznym", mającym na celu wmówienie Komisji Europejskiej, że PiS wycofuje się ze zmian dot. sądownictwa.
Uchwalona przez Sejm 10 maja br. nowelizacja obowiązującej od 3 kwietnia ustawa o Sądzie Najwyższym przewiduje m.in., że skarga nadzwyczajna na prawomocne wyroki polskich sądów, które uprawomocniły się przed jej wejściem w życie, będzie mogła zostać złożona wyłącznie przez Prokuratora Generalnego lub Rzecznika Praw Obywatelskich.
Natomiast do zbioru przesłanek uzasadniających złożenie skargi nadzwyczajnej, dodano "wstępny warunek". Jak napisano w uzasadnieniu, "w myśl zmienionego przepisu, skargę nadzwyczajną będzie można wnieść niezależnie od zaistnienia bardziej szczegółowych przesłanek (...) tylko wtedy, gdy będzie to absolutnie niezbędne z punktu widzenia zasady demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej".
Nowela wprowadza też zmiany w Prawie o ustroju sądów powszechnych dotyczące mianowania asesorów sądowych. Zgodnie z ustawą, miałby dokonywać tego nie - jak obecnie - minister sprawiedliwości, lecz prezydent.
Kolejna zmiana dotyczy tego, że Krajowa Rada Sądownictwa będzie mogła wyrazić sprzeciw wobec kandydata na stanowisko asesorskie na etapie procedury poprzedzającej mianowanie asesora sądowego przez prezydenta.
Zmiany dla KE niewystarczjące
Przygotowane szybko przez posłów PiS zmiany miały wyjść na przeciw oczekiwaniom Komisji Europejskiej i doprowadzić do wycofania w stosunku do Polski procedury z artykułu 7 Taktatu Unii Europejskiej. Jednak na razie do tego nie dojdzie, ponieważ KE uznała te zmiany za niewystarczające.
Czytaj: Nie ma porozumienia z KE ws praworządności >>
Przedstawiciele KE stwierdzili w poniedziałek, że zmiany w ustawach dotyczących sądów są niewystarczające. Według nich potrzebne są dalsze zmiany, m.in. jeszcze większe ograniczenie działania skargi nadzwyczajnej, lub jej likwidacja oraz zniesienie limitu wiekowego dla sędziów SN, którzy osiągnęli wiek 65 lat. Obecnie ustawa zmusza ich do przejścia w stan spoczynku. W tej sprawie KE daje Polsce czas do 3 lipca br., bo wtedy właśnie ci sędziowie zostaną pozbawieni możliwości orzekania.
Nie ma z czego ustąpić?
Tymczasem przedstawiciele polskich władz stwierdzają, że dalsze ustępstwa nie wchodzą w grę. - Rozważymy uwagi o tym, że Polska mogłaby pójść na dalsze ustępstwa ws. reformy sądownictwa, jednak trudno szukać takich możliwości - powiedział we wtorek szef MSZ Jacek Czaputowicz. I przypomniał, że Polska stoi na stanowisku, że interwencja KE w zakresie sądownictwa idzie zbyt daleko.
Także szef kancelarii premiera Michał Dworczyk wypowiedział się we wtorek na ten temat. - Wciąż jest nadzieja na dalszy dialog Polski z Komisją Europejską, ale porozumienie nie może być osiągnięte za wszelką cenę. Jednak są zasadnicze cele wprowadzenia reformy sądownictwa, z których nie chcemy się wycofać - powiedział.
Natomiast minister ds. UE Konrad Szymański po poniedziałkowym spotkaniu w Brukseli stwierdził, że w sporze dotyczącym praworządności Polska dokonała postępu, a teraz oczekuje na krok ze strony Komisji Europejskiej. - Oczekujemy postępu po stronie KE, bo wyjście z tego napięcia jest możliwe tylko wtedy, kiedy obie strony będą czyniły jakieś kroki - powiedział Szymański po posiedzeniu Rady UE.
Premier Mateusz Morawiecki rozmawiał na ten temat w środę z szefem KE Jean-Claude'em Junckerem. Jednak podczas spotkania raczej nie padły żadne konkretne rozwiązania. Szef KE stwierdził wprawdzie, że jest optymistą, ale od razu dodał, że polskie propozycje nadal są niewystarczające.
Czytaj: Szef KE niezadowolony z dialogu o praworządności w Polsce>>
Rada ministrów ds. UE ma ponownie zajmować się praworządnością w Polsce na posiedzeniu ministrów do spraw europejskich 24 czerwca br. Zarówno przewodniczący jak i wiceprzewodniczący Komisji mówią, że czekają na konkretne propozycje ze strony polskich władz najdalej do przełomu czerwca i lipca.