Mowa o projekcie, który pod koniec kwietnia trafił do opiniowania, czyli o nowej Ustawy o ustroju sądów powszechnych. W myśl proponowanych przepisów znikną sądy rejonowe, będą sądy okręgowe i regionalne (zamiast apelacji). Według niego, minister sprawiedliwości po zasięgnięciu opinii Krajowej Rady Sądownictwa, w drodze rozporządzenia i kierując się - jak zapisano - "potrzebą zapewnienia racjonalnej organizacji sądownictwa, przez dostosowanie liczby sądów, ich wielkości i obszarów właściwości do zakresu obciążenia wpływem spraw, a także uwzględniając potrzebę zapewnienia sprawności postępowań sądowych, w celu zagwarantowania realizacji prawa obywatela do rozpoznania jego sprawy w rozsądnym terminie" określi siedziby, obszar właściwości, zakres rozpoznawanych spraw, a także podział na izby sądów. Przewidziano również oddziały sądów okręgowych.

Czytaj: Sądy do spłaszczenia, więcej nadzoru nad sędziami, Izba Dyscyplinarna ma zostać >>

Czytaj też: Zasada kompensacji dodatków funkcyjnych. - Wyrok NSA >>>

Czas na racjonalne wykorzystanie kadr

Jednym z celów reformy ma być zmniejszenie i to zdecydowane, liczby stanowisk funkcyjnych. - Konsekwencją funkcjonowania dużej liczby małych jednostek jest nadmierna – w stosunku do potrzeb kadrowych i organizacyjnych – liczba stanowisk funkcyjnych, stanowiąca o niewłaściwym gospodarowaniu zasobami kadrowymi resortu sprawiedliwości a także środkami finansowymi. Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości na koniec stycznia 2021 r. aż w 30 sądach rejonowych o niskiej (poniżej 15 etatów) obsadzie orzeczniczej (sędziowie i asesorzy), liczba etatów z powierzonymi funkcjami stanowiła ponad 60 proc. ogółu etatów obsadzonych. Zwłaszcza w małych sądach z niewielkim wpływem spraw, racjonalne wykorzystanie kadry jest w aktualnym modelu organizacji sądów niezwykle utrudnione i kosztowne. Wymaga on bowiem tworzenia w każdej jednostce wydziałów do określonych rodzajów spraw, co powoduje, że w wielu małych sądach niemal każdy sędzia zajmuje stanowisko funkcyjne, które generuje dodatkowe koszty z tytułu dodatków funkcyjnych - wskazano w uzasadnieniu.

Czytaj też: Odpowiedzialność dyscyplinarna sędziów i asesorów sądowych >>>

 

 

I dodano, że w skali całego kraju sędziowie tzw. funkcyjni (pełniący funkcje wymienione w rozporządzeniu Ministra Sprawiedliwości z 7 marca 2018 r. w sprawie funkcji oraz sposobu ustalania dodatków funkcyjnych przysługujących sędziom), stanowią aż 42,6 proc. wszystkich sędziów  - 3 225 osób. Po reorganizacji ma ich więc zostać nieco ponad tysiąc - prezesów i wiceprezesów sądów, prezesów izb oraz wizytatorów, natomiast około 2 tys.  pełniących obecnie funkcję przewodniczącego wydziału, zastępcy przewodniczącego wydziału, kierownika sekcji lub wizytatora, zacznie - jak zapewnia resort - orzekać na 100 proc. - Likwidacja większości stanowisk funkcyjnych zmniejszy więc przydział spraw sędziom orzekającym w pełnym zakresie o około 10 proc. - dodaje resort.

Z kolei jeśli chodzi o drugą instancję, według resortu, po reorganizacji stanowisk funkcyjnych zostanie jedynie... 13 proc.

Czytaj też: Wyłączność kompetencji Ministra Sprawiedliwości do przeniesienia sędziego na inne miejsce służbowe >>>

 

Wszystko pięknie, ale na papierze

Część sędziów uważa, że być może zmiany w takim zakresie byłyby potrzebne, ale nie na taką skalę. Inni już teraz wieszczą, że nie skończy się to dobrze. Zastanawiają się również nad tym, na kogo spadną obowiązki, które mimo braku "funkcyjnych" trzeba będzie wykonać. Widać to m.in. w opiniach, które sądy przesłały do projektu.

- Poważne wątpliwości budzi fakt, iż w 50 proc. sądów regionalnych, 75 proc. sądów okręgowych oraz we wszystkich izbach nie przewidziano stałych zastępców sędziów mających pełnić funkcje prezesów sądów czy też izb. Znacznie bowiem utrudni to sprawne i płynne zarządzanie jednostką organizacyjną w czasie przejściowej niemożności wykonywania zadań przez prezesa, gdyż powołani od hoc do zastępowania prezesa sędziowie nie będą dysponowali wiedzą na temat całokształtu prac izby lub sądu, jak również siłą rzeczy nie będą mieć wypracowanych praktycznych umiejętności w tym zakresie - to fragment opinii z Sądu Rejonowego w Tychach.  

Czytaj też: Strukturalne przyczyny przewlekłości postępowań sądowych na przykładzie spraw cywilnych >>>

Kolejny problem - w ocenie sędziów - może być z oddziałami. Przypomnijmy w myśl projektu, sąd okręgowy może się składać nie tylko z izb ale i z oddziałów, wtedy są w nich rozpoznawane m.in. sprawy rodzinne, z wyjątkiem spraw o rozwód i separację oraz unieważnienie małżeństwa, sprawy opiekuńcze i sprawy nieletnich, sprawy o wykroczenia, sprawy o rozgraniczenie, sprawy o ustanowienie drogi koniecznej i inne z obszaru właściwości sądu. Tyle że prezesi są przewidziani dopiero na poziomie izb.

- Minister Sprawiedliwości będzie arbitralnie decydował, który z sądów rejonowych stanie się SO, a który jedynie oddziałem, oznacza to, że pojawią się problemy z dekretowaniem spraw wpływających do oddziału takiego sądu, skoro nie będzie przewodniczących wydziału, a dekretacją będzie zajmował się prezes izby cywilnej w jednostce „głównej” - czytamy w kolejnej opinii, tym razem z Sądu Rejonowego w Siemianowicach Śląskich. Zasugerowano w niej, że może się to skończyć cedowaniem takich obowiązków na sędziego z oddziału, który tym samym stanie się tak jakby przewodniczącym ale bez dodatku i z pełnym obciążeniem jeśli chodzi o sprawy. - Co w sytuacji, jeśli dany sąd będący jednocześnie sądem wieczystoksięgowym będzie jedynie oddziałem sądu okręgowego, czy w takiej sytuacji wnioski wpływające do tego sądu będą przekazywane do Sąd Okręgowy, a tamtejszy prezes izby cywilnej będzie jej dekretował i przekazywał do danego oddziału? - dodano wskazując na kolejne kwestie.

Czytaj: Sądy do spłaszczenia, więcej nadzoru nad sędziami, Izba Dyscyplinarna ma zostać >>

Przejdźmy do tajników zarządzania

Sędzia Jakub Kościerzyński z Sądu Rejonowego w Bydgoszczy podkreśla, że koncepcja małych operatywnych wydziałów z przewodniczącymi nie jest zła. - I to nie jest mnożenie biurokracji. W takich sytuacjach po prostu jest to dobre rozwiązanie, sprzyjające sprawnej organizacji. A przewodniczący wydziału zawsze ma co robić. Wiem, bo pełniłem tę funkcję dwukrotnie przez kilka lat - mówi. I podaje konkretne przykłady. - Sekretariat doręcza uzasadnienie stronie, która złożyła o nie wniosek, następnie wpływa apelacja i w naszym wydziale to nie orzecznik sprawdza, czy jest złożona w terminie, czy jest podpisana, czy spełnia warunki formalne, czy to jest w ogóle apelacja, czy może inny rodzaj wniosku - to leży w gestii przewodniczącego. Mówimy de facto o kompetencjach prezesa sądu, ale są one delegowane na przewodniczących wydziałów. Oni muszą się zajmować całym szeroko rozumianym postępowaniem międzyinstancyjnym i okołoinstacyjnym, wzywają do uzupełniania braków formalnych apelacji, jeśli nie zostaną uzupełnione, wydają postanowienia o odmowie przyjęcia środka odwoławczego, a jeśli ktoś się spóźnił z apelacją, to rozpoznają wniosek o przywrócenie terminu do złożenia apelacji - mówi.

I dodaje, że to setki decyzji, które ktoś musi podjąć. - Znając "mądrość ludową" tej władzy, przerzucą to zapewne na orzeczników, czyli na sędziów. Czyli zredukuje się stanowiska funkcyjne, ale obowiązki zostaną. Zresztą taki przewodniczący może miał mniej spraw w referacie, ale je rozpoznawał i do tego rozwiązywał wiele kwestii, z którymi orzecznik nie mógłby się uporać w rozsądnym terminie przy pracy na pełnym referacie. Także np. rozmowy z niezadowolonymi stronami, czy zwracanie uwagi sędziemu, że być może coś przeoczył, że leży u niego jakiś nierozpoznany wniosek. Czyli zwrócenie uwagi na pewne pilne kwestie, czego nie wolno mylić z nadzorem, którego jestem zdecydowanym przeciwnikiem. Kto będzie to robił? Najprawdopodobniej będzie delegacja kompetencji na orzeczników, bez dodatkowych gratyfikacji - wskazuje sędzia Jakub Kościerzyński.

Czytaj też: Rzecznik dyscyplinarny sędziów jako dominus litis postępowania wyjaśniającego i dyscyplinarnego >>>

Jak mówi sędzia Dariusz Mazur z Sądu Okręgowego w Krakowie, praktyka pokazuje, że jeśli chodzi o wydziały, a więc najmniejsze jednostki w sądzie, ich optymalna wielkość obejmuje nie więcej niż 10, a maksymalnie 15 sędziów. - Myślę, że liczba takich jednostek w sądownictwie się nie zmieni. Tego typu jednostki muszą mieć wyznaczone osoby, które nimi kierują - dodaje.

Czytaj też: Granice przekazywania kompetencji referendarzom sądowym w postępowaniu sądowoadministracyjnym >>>

 

W małych jednostkach niewiele się zmieni

- Patrząc z perspektywy małych czy średnich jednostek sądowych "uwolnienie" osób funkcyjnych może niewiele zmienić. W małych sądach osoby funkcyjne swe dodatkowe zadania pełnią w ramach finansowego dodatku służbowego i z reguły nie mają zmniejszonego przydziału spraw. Nie byłoby to możliwe zwłaszcza jeśli wydział jest jedno-, dwu- czy trzyosobowy - zmniejszenie wpływu jednemu orzecznikowi nie rozkładałoby się na kilka czy kilkanaście osób jak w sądzie dużym i powodowało niemożliwy do udźwignięcia wzrost obciążenia kolegi - podkreśla z kolei sędzia Anna Begier z Sądu Rejonowego we Wrześni. Sędzia zwraca uwagę, że w mniejszych jednostkach osoby funkcyjne pracują jak sędziowie "liniowi".
 
W jej ocenie nie można mówić, że w mniejszych sądach połowa osób pełni funkcję i nie orzeka, bo to by oznaczało, że w małych sądach, które mają wpływ na orzecznika często wyższy niż w dużych, sprawy załatwiają się same.

Rykoszetem w referendarzy

Piotr Walesiak, przewodniczący Wydziału V Ksiąg Wieczystych Sądu Rejonowego w Chojnicach oraz członek stowarzyszenia referendarzy sądowych Lex Iusta zwraca uwagę na kolejną kwestię. - Cięcie stanowisk funkcyjnych doprowadzi przede wszystkim do rozmycia się odpowiedzialności. Nie będzie wiadomo, kto za co będzie odpowiadać, sam prezes izby - jeśli rzeczywiście nie będzie miał zastępców - nie będzie w stanie uporać się ze wszystkimi obowiązkami. A to oznacza, że te przepisy będą pewną fikcją. Bo ktoś, chcąc nie chcąc, będzie musiał część obowiązków przejąć - mówi.

Czytaj też: Skarga na orzeczenie referendarza sądowego >>>

 

 

W jego ocenie rykoszetem uderzy to też w referendarzy, dla których obecnie pewnym „zwieńczeniem kariery” jest możliwość objęcia stanowiska przewodniczącego wydziału w księgach wieczystych lub KRS. - Księgi i rejestry od kilku lat są w zasadzie w całości obsadzone przez referendarzy. Cały czas następują zmiany legislacyjne w tych obszarach, wprowadzane są coraz to nowe regulacje skutkujące nieważnością umów i siłą rzeczy w tej materii referendarze mają znacznie większe doświadczenie. Naturalne więc jest to, że w przypadku wydziału ksiąg wieczystych lub wydziału rejestrowego - przewodniczącym jest referendarz. Teraz będziemy podlegać bezpośrednio sędziom. A sędzia, który będzie nadzorował nie tylko księgi, niekoniecznie będzie miał czas i doświadczenie by sprawnie kontrolować co w księgach się dzieje. Na pewno będzie chciał mieć wyniki, ale potrzeba też praktycznej wiedzy np. odnośnie działania systemów obsługujących księgi i rejestry, aby wiedzieć czego można oczekiwać - mówi.

Ograniczone zostaną też możliwości awansu. - Ja nie mówię o małych wydziałach, bo tam jest mały dobór kadr i mała możliwość zapremiowania kogoś za dobrą pracę, ale w większych sądach to zawsze był dodatkowy awans, poza awansem na starszego referendarza. Dodatek i nobilitacja, swego rodzaju nagroda na określoną kadencję. A teraz nie będzie nawet perspektywy, żeby pokierować wydziałem - wskazuje Walesiak.