Są pewne symptomy wskazujące na to, że bitewny kurz wokół nominacji Zbigniewa Cwiąkalskiego na stanowisko ministra sprawiedliwości powoli opada. Minister być może już rzadziej będzie musiał się tłumaczyć, że jego dawna praca adwokacka nie będzie miała wpływu na obecną, polegającą m.in. na nadzorze nad wymiarem sprawiedliwości. Będzie więc mógł zająć się na serio tym do czego został powołany, czyli „sprzątaniem” po poprzedniku i reformowaniem podległych mu instytucji. A spraw do załatwienia jest dużo.
Najbardziej spektakularna znich, która na pewno przyciągać będzie uwagę opinii publicznej, to oddzielenie urzędu prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości. Największym wyzwaniem będzie tu znalezienie sposobu na zabezpieczenie tej instytucji przed wpływami polityków i przed możliwością powołania na to stanowisko przez jakąś chwilową koalicję osoby niezrównoważonej, z poczuciem jakiejś misji, którą zechce „uszczęśliwić” naród. Trzeba trzymać kciuki za zespół kierowany przez prof. Andrzeja Zolla, by znalazł sposób na takie opisanie instytucji i mechanizmu jej działania, byśmy nie musieli się już więcej bać, że wpadnie ona w jakieś niebezpieczne ręce.
Ale to nie jedyne wyzwanie, przed jakim stoi nowy minister sprawiedliwości. Nie będzie miał też łatwo ze znalezieniem dobrego sposobu na uproszczenie dróg dojścia do zawodów prawniczych. Ten proces się zaczął i zatrzymać się go już nie da. Jest tylko pytanie o wariant, jaki może tu być przyjęty. Dobrze, że minister spotyka się z przedstawicielami samorządów zawodowych prawników i deklaruje współpracę z nimi w poszukiwaniu najlepszych rozwiązań dotyczących funkcjonowania ich zawodów. To jednak nie zmieni rzeczywistości, która jest taka, że samorządy nie chcą prawdziwej reformy w tej dziedzinie. Po nauczce, jaką dostały w efekcie kontestowania tzw. ustawy Gosiewskiego, teraz korporacje są bardziej otwarte na dyskusję, ale tak naprawdę najbardziej zainteresowane są utrzymaniem dotychczasowego stanu, no może z pewną kosmetyką. Po tym, co zadziało się wokół zawodów prawniczych w ostatnich paru latach, drobne zmiany nie wystarczą. Ciśnienie ze strony prawników nie należących do korporacji jest duże, a do tego opinia publiczna jest generalnie po ich stronie. Jakieś zmiany muszą nastąpić, pozostaje tylko do wyjaśnienia, czy minister będzie je mógł przygotowywać we współpracy z korporacjami, czy ponad nimi.
Sporym problemem będzie także uporządkowanie spraw w sądach i w odniesieniu do zawodu sędziowskiego. Bieżącym kłopotem jest znalezienie nowego sposobu na dochodzenie do pozycji sędziego. Jeśli nie asesura, to co? Oczywiście, można w to miejsce wprowadzić jakąś inną formę stażu po aplikacji a przed powołaniem na urząd, ale bez orzekania. Pozostanie jednak pytanie, czy obecny system naboru do tego zawodu jest właściwy.Czy to służy wymiarowi sprawiedliwości, państwu, wreszcie obywatelom, że młodzi ludzie3 - 4 lata po studiach, którzy w innych zawodach wciąż uczą się pod kierunkiem bardziej doświadczonych kolegów, w sądach wydają wyroki w imieniu Rzeczypospolitej, decydują o losach, a często o wolności, innych ludzi. Dalej pozostaje pytanie, czy to normalne i prawidłowe, że w Polsce łatwiej zostać sędzią niż adwokatem, radcą czy notariuszem.
Znalezienie w tej dziedzinie jakiegoś nowego, zdrowego rozwiązania, to prawdziwe wyzwanie dla nowego ministra. Dobrze, że Zbigniew Ćwiąkalski zadeklarował odstąpienie od wprowadzonych przez jego poprzednika przepisów ograniczających niezawisłość i samorządność korpusu sędziowskiego. Dobrze też, że chce z sędziami rozmawiać i konsultować przygotowywane projekty. Nie powinien się jednak spodziewać, że sędziowski samorząd wesprze go realnie w jakichś daleko idących próbach reformowania systemu. Ta korporacja ma także sporo cech typowych dla tego typu struktur. M.in. innymi niechęć do zmian istniejącego stanu, a już nie daj Boże, gdyby to miało naruszać jakieś z posiadanych przywilejów. Od lat mówi się np. o tym, że dostęp do urzędu sędziowskiego powinni mieć przedstawiciele innych profesji prawniczych. Owszem, formalnie jest to możliwe i zdarzają się takie przypadki, ale bardzo rzadko. Nie tylko dlatego, że radcowie i adwokaci zarabiają krocie, a sędziowie klepią biedę. Publiczną tajemnicą jest, że próby ubiegania się radców czy adwokatów o stanowisko sędziego kończą się zwykle fiaskiem z powodu niechęci do takich transferów ze strony samorządu sędziowskiego, bez którego akceptacji nikt sędzią nie może zostać. Może to niesprawiedliwa ocena, ale jeśli minister deklaruje konsultacje i współpracę ze środowiskiem sędziów, to przy okazji i ten problem powinien z nimi wyjaśnić.
To tylko niektóre z problemów, jakie rozwiązywać będzie musiał nowy minister sprawiedliwości. Nie ulega wątpliwości, że pracy i trudnych dylematów mu nie zabraknie.