Gdy wprowadzano w 2005 roku zmiany w przepisach o arbitrażu, były takie pomysły by znieść lub bardzo ograniczyć państwowy nadzór nad orzecznictwem sądów polubownych. Że arbitraż może funkcjonować sam, bez kontroli ze strony sądów powszechnych. Nie jestem zwolennikiem tak daleko idących rozwiązań.
Jestem zdania, że arbitraż nie powinien być konkurencją dla sądów państwowych. Ma on swoje miejsce w systemie wymiaru sprawiedliwości, przede wszystkim w różnych wyspecjalizowanych dziedzinach gospodarki, czy życia społecznego. Także duże, ponadnarodowe spory nadają się do rozstrzygania w takim trybie. Naturalną tendencją firm działających w skali międzynarodowej jest unikanie narodowego sądownictwa.
Warto jednak pamiętać o pewnych podstawach ideowych sądownictwa polubownego. Otóż jego uczestnicy powinni pamiętać, że godzą się na dobrowolne wykonanie orzeczenia. To jest pierwsza i pierwotna cecha arbitrażu. Doceniamy jej zalety i wybieramy osoby, do których mamy zaufanie, a więc powinniśmy się godzić na to, by dobrowolnie wykonywać ich orzeczenia. Jeżeli się tego nie robi i zaczyna korzystać z tych wszystkich możliwości, na jakie pozwala procedura nadzoru nad sądownictwem polubownym, to często dochodzi do patologii.
Uczestnicy arbitrażu muszą zdawać sobie sprawę z tego, że wyznaczany przez nich arbiter nie jest ich pełnomocnikiem, który będzie ich reprezentował w postępowaniu, albo bardziej liberalnie patrzył na ich argumentację. Strona ma prawo wybrać jednego arbitra i na tym jej uprawnienia wobec niego się kończą. Arbiter nie może być wiązany przez stronę. Jeśli ostatnio pojawia się dużo skarg o wyłączenie arbitra, to coś niedobrego dzieje się w tej naszej praktyce, jeśli chodzi o bezstronność i niezależność arbitrów. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że nie jest dobrą sytuacją, gdy grono arbitrów jest ograniczone, a jednocześnie jest powiązane z faktycznym wykonywaniem profesji prawniczej. W rezultacie mamy do czynienia z taką sytuacją, że w jednym arbitrażu ktoś jest arbitrem, a w innym występuje przed kolegami jako pełnomocnik strony. Takich sytuacji powinno się unikać, te funkcje nie powinny się dublować.
W ramach promocji arbitrażu powinniśmy też podkreślać, że strona powinna się liczyć z prawem arbitra do błędu. Dlatego, że skarga o uchylenie werdyktu sądu polubownego ma przecież bardzo ograniczony zakres. Poza klauzulą naruszenia porządku publicznego, nie ma możliwości merytorycznego wzruszenia orzeczenia arbitrażowego. To dodatkowo powinno przemawiać za tym, by orzeczenie było dobrowolnie wykonywane. Mam zaufanie do arbitra to i wykonuję jego orzeczenie. Jeśli nie ma tego zaufania, to nie powinno się korzystać z arbitrażu.
Czy można skrócić lub spłaszczyć procedurę nadzoru nad orzeczeniami sądów polubownych? Nie widzę tu ograniczenia natury konstytucyjnej, że to postępowanie koniecznie musi się zaczynać od pierwszej instancji. Kontrola musi być, to wynika niezbicie z niektórych orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, ale teoretycznie jest możliwe, przyjmując że jest to rodzaj środka zaskarżenia, a jednocześnie nadzór państwa nad jurysdykcją sądów polubownych, że mogłoby to następować od etapu postępowania apelacyjnego. Ale z drugiej strony, gdy czytam że mamy obecnie w Polsce paręset sądów arbitrażowych, a liczba spraw rozpoznawanych przez znaczną część z nich jest niewielka, to dlaczego w tych prostych sprawach nie ma to się odbywać w tym najniższym i najbliższym sądzie?
Gdy mówimy o przeciążeniu sądów i wynikających z tego długotrwałych postępowaniach, to pojawia się argument specjalizacji sądów, by określone kategorie spraw trafiały do wybranego, a tym samym wyspecjalizowanego sądu. Można sobie wyobrazić, że takie rozwiązanie można by było także zastosować dla nadzoru nad orzeczeniami sądów polubownych. Ale z drugiej strony polityka Ministerstwa Sprawiedliwości zmierza w przeciwnym kierunku. Ogranicza się liczbę, a tym samym specjalizację wydziałów, szczególnie w mniejszych sądach pozostawia się tylko dwa główne wydziały.
Jakie jest remedium na te problemy? Zastanawiam się nad tym, czy nie należałoby do tego wykorzystać drugiej instancji arbitrażowej. Często wskazujemy jako zaletę arbitrażu jego szybkość, ponieważ postępowanie to toczy się w jednej instancji. Ale przecież w prawie jest zapisana też druga instancja. Co stoi na przeszkodzie, żeby zaproponować jakiś rodzaj kontroli orzeczeń arbitrażowych w ramach drugiej instancji. Może to ograniczyłoby liczbę skarg do sądów powszechnych?

Wypowiedź zarejestrowana podczas konferencji "Arbitraż gospodarczy w XXI wieku w Polsce i Europie: schyłek czy rozwój?" zorganizowanej 15 kwietnia 2011 roku przez Sąd Arbitrażowy PKPP Lewiatan.