Prezydent pytany w piątek w radiu TOK FM, czy ekscesy nie zepsuły mu Święta Niepodległości, odparł że "do pewnego stopnia". Zwrócił uwagę, że na tle awantur i burd widać, że propozycja radosnego marszu "Razem dla Niepodległej" - organizowanego przez Kancelarię Prezydenta we współdziałaniu z różnymi środowiskami - "znalazła odbicie, bardzo poważną akceptację".
"Mam świadomość, że nie dopuściłem do jednego - czyli do zawłaszczenia święta 11 listopada przez żywioły skrajne, które walczyły o to, by Świętu Niepodległości, które z natury swojej jest świętem ogólnonarodowym, nadać charakter święta jednej formacji politycznej, albo jednego środowiska" - powiedział Komorowski.
Dodał, że gdyby udało się zawłaszczyć 11 listopada, to wszyscy zostaliby wyrzuceni poza nawias tego święta, "a na gruzach polskiej tradycji niepodległościowej ktoś by zatknął swój sztandar partyjny". Jak mówił, obecnie to już jest niemożliwe do zrealizowania, jednak - dodał - trwa walka o styl i klimat obchodzenia Święta Niepodległości. Komorowski podkreślił, że dziś Polacy wiedzą, że mogą wybierać między formułą radosnego wspólnego świętowania, "albo można świętować poprzez wykorzystywanie święta do zademonstrowania w sposób dość brutalny, agresywny swej opcji politycznej".

Komorowski pytany czy organizatorzy Marszu Niepodległości to już środowisko polityczne odparł: "Według mnie tak". "Rodzi się środowisko polityczne, dlatego m.in. podjął bardzo późno decyzję, ale podjął - i ja za to będę go chwalił - pan prezes Kaczyński o wycofaniu swoich aktywów ludzkich i partyjnych właśnie z marszu organizowanego już przez radykałów takich daleko idących" - powiedział prezydent.

"To absolutnie ma zadatki na formację polityczną. Według mnie to znakomicie wyczuł pan Jarosław Kaczyński, dlatego przeniósł swoje uroczystości do Krakowa. (...) Mimo że niewątpliwie przez poprzednie lata gdzieś tu trwał jakiś flirt między tymi obu środowiskami" - dodał prezydent.

Padło również pytanie, czy incydenty z 11 listopada, do których doszło przed ambasadą rosyjską, mogą wpłynąć na stosunki Polski i Rosji. Komorowski odparł, że nie sądzi. "Raczej myślę, że może pogorszyć to opinię o Polsce. (...) Bo to jest eksces, który może być wykorzystywany i pewnie będzie wykorzystywany, by, że tak powiem, pogorszyć wizerunek Polski" - dodał.

Dodał, że nie sądzi, by to miało wpływ na relacje między państwami, tym bardziej że reakcja Polski była bardzo szybka. "Bo była przekazana nota przez ministra spraw zagranicznych, który w języku dyplomatycznym przeprosił i były przeprosiny bardziej spontaniczne, takie już nie natury dyplomatycznej i z mojej strony, i ze strony premiera" - powiedział.

Na pytanie, czego powinniśmy oczekiwać od Rosjan w związku z atakiem odwetowym na polską ambasadę w Moskwie, Komorowski odparł, że "też jakiejś formy noty". "Ale powinna być adekwatna do tego, co się wydarzyło. Tam jednak wiemy, że były wzmocnione posterunki chroniące polską ambasadę, wiemy że najpierw się wydarzył ten nieszczęsny eksces w Warszawie, dopiero potem w Moskwie" - zaznaczył Komorowski.

"Ja bym powiedział - zróbmy swoje. Mnie tak wychowano w domu, że jak narozrabiałem, to ja przepraszałem, albo za mnie rodzice przepraszali sąsiada, jeżeli niegrzeczny byłem. Natomiast nigdy nie było oczekiwania, że koniecznie jak coś się gdzieś indziej wydarzy, to muszą tak samo przepraszać" - mówił prezydent.

"Jedne rodziny tak wychowują, inne trochę inaczej" - dodał. "Względy dobrego wychowania wymagają w tym wypadku zrobienia po swojej stronie tego, co się powinno zrobić. Była nota MSZ, były słowa przeprosin, ja uważam, że ze strony polskiej sprawa jest zamknięta. Rosjanie, sam jestem ciekaw, co oni zrobią, jak skwitują w języku dyplomatycznym to, co się wydarzyło potem przed ambasadą polską" - powiedział Komorowski.