Za wydanie błędnej decyzji, samowolę i opieszałość urzędnicy zapłacą z własnej kieszeni odszkodowanie w wysokości trzech miesięcznych pensji - przewiduje projekt ustawy, który powstaje w Ministerstwie Gospodarki. Według projektu, jeśli decyzja danego urzędu będzie choć raz zakwestionowana przez organ nadrzędny, np. samorządowe kolegium odwoławcze, poszkodowany obywatel będzie mógł wystąpić do sądu o odszkodowanie. Zapłaci je urzędnik. O projekcie takiej ustawy, który powstaje w Ministerstwie Gospodarki, napisał dziennik "Polska".
Współautor projektu i doradca wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda Grzegorz Wlazło uważa, że należy ukrócić bezkarność urzędników. Przygotowywany przez niego projekt przewiduje, że jeśli decyzja danego urzędu będzie choć raz zakwestionowana przez organ nadrzędny, np. samorządowe kolegium odwoławcze, poszkodowany obywatel będzie mógł wystąpić do sądu o odszkodowanie. Zapłaci je urzędnik. Jeśli zawini grupa urzędników, ale trudno będzie udowodnić, który z nich ponosi największą winę, zapłacą wszyscy po równo.
Rzeczywiście, błędne decyzje różnych urzędów, narażające na kłopoty, a często na straty materialne obywateli lub firmy, to problem. Trzeba z nim walczyć, ale wybrana przez resort metoda chyba nie za bardzo zadziała. Po pierwsze to w Kodeksie pracy już jest sankcja w stosunku do pracownika, który na skutek swych błędów lub świadomego działania narazi pracodawcę na straty. Właśnie równowartość trzymiesięcznych zarobków to maksymalna kara, jaką może firma na niego nałożyć. Autorom nowego projektu warto jednak zwrócić uwagę na niektóre ograniczenia w tym zakresie. Np. artykuł 117. § 1. Kodeksu pracy stanowi, że pracownik nie ponosi odpowiedzialności za szkodę w takim zakresie, w jakim pracodawca lub inna osoba przyczyniły się do jej powstania albo zwiększenia. Natomiast następny paragraf tego artykułu dodaje, że pracownik nie ponosi ryzyka związanego z działalnością pracodawcy, a w szczególności nie odpowiada za szkodę wynikłą w związku z działaniem w granicach dopuszczalnego ryzyka.
To ciekawe jak autorzy projektu zamierzają się odnieść do tych ograniczeń. Np. takich, jak wpływ polityków na decyzje podejmowane przez urzędników. Albo wpływ prawodawców, którzy uchwalają takie przepisy, przy których trudno podjąć jedynie słuszną decyzję, a każdą da się zaskarżyć. Wtedy też odpowie urzędnik, czy może autorzy niejasnej ustawy?
I jeszcze jeden wątek. Posłowie Platformy Obywatelskiej podobny projekt przygotowywali już jakieś trzy lata temu. Odstąpili wtedy od niego, gdy dowiedzieli się, że będzie sprzeczny z Kodeksem pracy oraz dlatego, że eksperci uświadomili im, że takie prawo sparaliżuje administrację. No bo przy pokrętnym polskim prawie i zagrożeniu wysokimi sankcjami, urzędnicy zwyczajnie będą unikać podejmowania jednoznacznych decyzji. Wtedy politycy dali sobie z tym spokój, może więc i teraz lepiej by było, by nie brnęli w taki nierozsądny projekt.
Kara dla urzędnika za błędne decyzje
Za wydanie błędnej decyzji, samowolę i opieszałość urzędnicy zapłacą z własnej kieszeni odszkodowanie w wysokości trzech miesięcznych pensji - przewiduje projekt ustawy, który powstaje w Ministerstwie Gospodarki. Według projektu, jeśli decyzja danego urzędu będzie choć raz zakwestionowana przez organ nadrzędny, np. samorządowe kolegium odwoławcze, poszkodowany obywatel będzie mógł wystąpić do sądu o odszkodowanie.