Według prezydenckiego projektu, kandydata będzie mogła zgłosić grupa posłów, Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny, Krajowa Rada Sądownictwa, Krajowa Rada Prokuratury, organy samorządów zawodowych i ośrodki akademickie. Spośród tych osób prezydium Sejmu lub grupa co najmniej 50 posłów zgłaszałyby kandydatury, z których Sejm wybierałby sędziów Trybunału.
- To jest fundamentalna sprawa. A ja uważam, że to jest problem, którego nie udało nam się dobrze rozwiązać. Od samego początku ten system jest wadliwy. Przede wszystkim dlatego, że to właśnie politycy wybierają sędziów – stwierdza w wydanej właśnie książce prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Są wprawdzie w ustawie zastrzeżenia, że kandydaci muszą spełniać określone kryteria.
Jednak zdaniem prof. Zolla praktyka pokazuje, że te warunki formalne nie zawsze są przestrzegane. Może nie będę tu wymieniał nazwisk, ale można by było wskazać sędziego, który nie spełniał tych warunków, a zasiadał w trybunale Konstytucyjnym, można też wskazać oficjalnych kandydatów, którzy też ich nie spełniali, a mimo to zostali dopuszczeni do kandydowania. Czyli to sito nie jest całkiem szczelne. - Ale trudno kwestionować zasadę wyboru sędziów przez parlament. Teraz robi to tylko Sejm, a ja sądzę, że lepiej by było, gdyby obie izby były w to zaangażowane – mówi były prezes TK.
I dodaje, że Sejm mógłby sędziów TK wybierać, ale tylko z zamkniętej listy kandydatów przedstawionych przez pewne gremia. To mogłyby być na przykład fakultety prawa, które posiadają prawo habilitowania, Polska Akademia Nauk i Polska Akademia Umiejętności, Naczelna Rada Adwokacka, Krajowa Rada Radców Prawnych, Krajowa Rada Notarialna, Krajowa Rada Sądownictwa, Krajowa Rada Prokuratury. - Takie gremia mogłyby zgłaszać swoich kandydatów do specjalnej puli, z której Sejm wybierałby sędziów. Gdy zwalnia się stanowisko w Trybunale, to są gotowi kandydaci. Ustawa powinna wymagać, by kandydaci byli wpisani na listę co najmniej pół roku wcześniej, by przedstawić ich opinii publicznej. Dzięki temu mogliby być solidnie prześwietleni przez media i różne organizacje pozarządowe, mogliby prezentować się na różnego typu konferencjach. Żeby głosujący w tej sprawie politycy wiedzieli, kogo wybierają – stwierdza prof. Zoll.
Zdaniem byłego prezesa TK politycy w końcu muszą zrozumieć, że Trybunał Konstytucyjny nie może być tworzony według partyjnego klucza.
Projekt Prezydenta przewiduje też, że parlamentarzyści i osoby zajmujące stanowiska państwowe mogliby ubiegać się o urząd sędziego TK po czteroletniej karencji. - Co do tych sędziów z przeszłością parlamentarną, to koniecznie trzeba wprowadzić karencję. Co najmniej cztery lata od zakończenia kadencji w parlamencie lub pełnienia funkcji w rządzie, kancelarii prezydenta, czy na innym wysokim stanowisku państwowym. Musi taka karencja być. A przecież były przykłady, gdy sędziowie obejmowali urząd bezpośrednio po zakończeniu innej pracy państwowej. Także teraz jest w składzie Trybunału sędzia, który dzień przed wyborem na sędziego był jeszcze wicemarszałkiem Sejmu – twierdzi prof. Andrzej Zoll.
Więcej: Państwo prawa jeszcze w budowie>>>
Czytaj także: Stępień: szansa na odpolitycznienie trybu wyłaniania kandydatów do TK