To historia podobna do tych, jakich wiele możemy obserwować także w polskim internecie. 27-letnia modelka Liskula Cohen była systematycznie obrażana na blogu "Skanks in NYC" ("Pasztety w Nowym Jorku"). Pisano o jej rzekomych seksualnych preferencjach i różnych intymnych szczegółach, zamieszczano zdjęcia. Blog był jednym z pierwszych linków, jakie pojawiały się w wyszukiwarce Google po wpisaniu nazwiska modelki.
Firma Google, właściciel platformy blogger.com, nie zgadzała się wcześniej na ujawnienie danych autora bloga, tłumacząc się ochroną danych osobowych. Jednak Sąd Najwyższy stanu Nowy Jork nakazał korporacji podanie tych informacji, aby modelka mogła wytoczyć proces o zniesławienie.
Wyrok nowojorskiego sądu może być dobrą wskazówką dla sądów w innych krajach. To także ważny sygnał dla twórców nowego prawa, które ma regulować ten kanał komunikacji. Takie prace trwają właśnie w Polsce, gdzie Ministerstwo Kultury tak chce znowelizować prawo prasowe, by dawało ono możliwość pewnej kontroli nad publikacjami i periodykami publikowanymi w internecie. Projekt został już oprotestowany przez organizacje dziennikarskie, stowarzyszenia wydawców, a szczególnie przez środowiska ludzi aktywnie uczestniczących w internetowej wymianie poglądów. Główne zastrzeżenia, że nadmierna kontrola może ograniczyć rozwój tego tak żywego forum wymiany myśli, a także, że może przesadnie ingerować w wolność obywateli do wypowiedzi, trzeba brać pod uwagę. Ale trzeba też widzieć, że obecnie fora internetowe są miejscem szerzenia się zwykłego chamstwa, a często wręcz naruszania cudzych praw.
Trzeba patrzeć urzędnikom na ręce, gdy chcą wprowadzać więcej kontroli do życia publicznego, ale należy też pamiętać, że jest potrzebny solidny bat na tych, którzy zamieszczają w internecie informacje nieprawdziwe, a szczególnie gdy szkalują w ten sposób innych ludzi. Na takim stanowisku stanął właśnie Sąd Najwyższy stanu Nowy Jork.
Google musi ujawnić dane blogera
Sąd w Nowym Jorku zmusił firmę Google do ujawnienia danych blogera, który obrażał w swoich wpisach amerykańską modelkę. Gdy zainteresowana otrzymała od korporacji tylko adres mailowy, od razu rozpoznała, że dobrze zna swojego prześladowcę, któremu teraz może wytoczyć proces. Ta informacja to ciekawy przyczynek do toczącej się właśnie w Polsce dyskusji o granicach wolności wypowiedzi w internecie oraz zakresie kontroli nad internetowymi publikacjami.