W czwartek mowę końcową wygłosił prokurator. Domaga się dla wszystkich oskarżonych kar dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. - Oskarżeni mieli ustawowy obowiązek przestrzegania przepisów przeciwpożarowych i zapewnienia bezpieczeństwa osobom znajdującym się w budynku, ale tego obowiązku nie dopełnili. W tej sytuacji hala stoczni absolutnie nie nadawała się do tak dużych imprez masowych - mówił oskarżyciel. Zdaniem obrońcy jednego z oskarżonych, adwokata Piotr Manka-Winieckiego, nikt nie miał szans ochronić budynku w przypadku celowego podpalenia. Pozostali obrońcy zabiorą głos w przyszłym tygodniu, kiedy odbędą się mowy końcowe.
Do tragicznego pożaru w hali koncertowej na terenie stoczni przy ul. Jana z Kolna doszło w listopadzie 1994 r. Po koncercie grupy Golden Life ktoś wzniecił ogień pod drewnianą trybuną. Ludzie w panice rzucili się do ucieczki, ale otwarte były tylko trzy z pięciu drzwi ewakuacyjnych. Śmierć poniosło siedem osób, a ponad 200 zostało poparzonych. Podpalacza nigdy nie złapano.
O przyczynienie się do tragedii przez złamanie przepisów przeciwpożarowych (m.in. pozamykane na kłódki drzwi) oskarżono Jana S. - szefa stoczniowej Straży Pożarnej, Ryszarda G. - kierownika sali oraz organizatorów koncertu Tomasza T. i Jarosława K. Oskarżeni nie przyznali się do winy.
Proces toczył się z przerwami przez 14 lat i był jednym z najdłuższych w historii gdańskich sądów.
Finał 14-letniego procesu w Gdańsku
Po 14 latach zakończył się 20 maja br. proces czterech osób oskarżonych o nieumyślne przyczynienie się do pożaru w hali Stoczni Gdańskiej.