W piątek 7 września cała uwaga skierowana na Sejm koncentrowała się na pytaniu: skrócą kadencję, czy nie? Tymczasem w tle gorących politycznych i polemik i widowiskowego pojedynku Romana Giertycha z Jackiem Kurskim, Izba uchwaliła całkiem pokaźny pakiet ustaw. Część z nich to niestety kiełbasa wyborcza, ale przynajmniej parę to całkiem dobra legislacja, której wdrożenie w życie przyniesie korzyści. Bez wątpienia do tej grupy można zaliczyć ustawę, która umożliwi stosowanie w Polsce kary pozbawienia wolności w systemie tzw. dozoru elektronicznego.
W natłoku politycznych wrażeń media niemal nie zauważyły tej uchwały Sejmu, z tego samego też powodu ostatni etap prac nad ustawą nie był specjalnie nagłaśniany. A szkoda, bo to zapowiada prawdziwą rewolucję systemie penitencjarnym. Zgodnie z ustawą, która wprowadza zmiany do Kodeksu karnego wykonawczego i innych ustaw, karę w taki sposób będą mogli odbywać skazani na pozbawienie wolności do sześciu miesięcy lub na rok, jeśli do końca odbycia kary zostało im nie więcej niż pół roku. Elektroniczny dozór mógłby być stosowany także wobec tych skazanych, dla których kara pozbawienia wolności jest karą zastępczą, np. za niezapłacona grzywnę.
Skazany, wobec którego sąd zdecyduje o takiej formie wykonywania kary, wyposażony będzie w specjalną bransoletkę z nadajnikiem, w jego mieszkaniu umieszczone zostanie urządzenie monitorujące, a całość nadzorowana będzie przez stację bazową. Krótko mówiąc, system przez cały czas będzie miał skazanego pod kontrolą, będzie wiedział gdzie on jest, czy stosuje się do określonych w wyroku rygorów. A te będą pozwalały np. wychodzić do pracy lub szkoły, do kościoła czy lekarza, ale już nie na spotkanie z kolegami lub na mecz. Szczególnie jeśli to będzie kara za rozrabianie na stadionie. Skazany będzie miał szereg ograniczeń, będzie pod stałą kontrolą wymiaru sprawiedliwości, a nie będzie siedział w zamknięciu, nie będzie podlegał różnym patologicznym zjawiskom występującym w zakładach karnych.
Taki system działa już w wielu krajach i jak najbardziej się sprawdza. Przynosi dobre efekty zarówno z punktu widzenia resocjalizacji, daje też wymierne oszczędności. Jego uruchomienie wymaga wprawdzie sporych nakładów na zakup odpowiednich urządzeń i zatrudnienie ludzi do ich obsługi, ale nie trzeba za to budować nowych zakładów karnych. Z zagranicznych doświadczeń wynika, że koszt „obsługi” skazanego w tym systemie to 40 – 50 proc. kosztu utrzymania więźnia.
W sumie dobry pomysł, który w przeciwieństwie do innych reform projektowanych i częściowo już wdrażanych przez dotychczasowe kierownictwo Ministerstwa Sprawiedliwości, nie budził kontrowersji. Gdy kilka miesięcy temu projekt nowelizacji ustawy został wniesiony do Sejmu, wielu komentatorów wręcz trzymało kciuki za jego doprowadzenie do legislacyjnego końca. A nie było to takie pewne, czy ten rząd, znany raczej z tendencji do zaostrzania prawa i upychania skazanych w więzieniach, będzie miał dość motywacji do wprowadzenia tak nowatorskiego rozwiązania. Wątpliwości mógł jeszcze potęgować fakt, że w programie posiedzenia rządu 4 września znalazł się projekt jakiejś ustawy o podobnej nazwie. Wśród uchwał przyjętych przez Radę Ministrów już tego punktu nie było, a minister Zbigniew Ziobro mówił na konferencji prasowej, że spadł bo coś tam trzeba uszczegółowić. Mniejsza o szczegóły, w każdym razie parę dni później Sejm ustawę o dozorze elektronicznym przyjął.
Jej rządowy projekt był już od paru miesięcy przedmiotem sejmowych prac. Trzeba jednak pamiętać, że znacznie wcześniej powstał niemal identyczny projekt poselski, którego promotorem była jeszcze w poprzedniej kadencji posłanka Katarzyna Piekarska z SLD. Wtedy nie udało się wprowadzić go pod obrady, ponowiła więc próbę po wyborach. Kierownictwo resortu sprawiedliwości nie bardzo chciało ten fakt zauważać i pracowało nad swoją wersją, ale Sejm rozsądnie zdecydował, by te dwie inicjatywy połączyć. Tak więc to, co zostało 7 września przegłosowane, co ciekawe rzadko spotykaną większością – 399 głosów za i tylko 6 przeciw – jest wspólnym dziełem rządu i opozycji. Obserwatorom politycznych debat minionej kadencji może to się wydać niewiarygodne, ale to fakt.
A ponieważ reforma to jak najbardziej zasadna, warto ten przypadek docenić i zapamiętać. Oby tylko nowe przepisy zostały szybko wdrożone do praktyki wymiaru sprawiedliwości.