Termin amnestia, pochodzi z języka greckiego i oznacza zapomnienie. Tylko w latach 1945-1989 ówczesna władza uchwaliła trzynaście ustaw amnestyjnych. Np. w amnestii z 27 lutego 1947 r., podobnie zresztą jak w ustawie o amnestii z 27 kwietnia 1956 r. posłużono się zwrotem „puszcza się w niepamięć i przebacza”. Czasy były mroczne, ale ustawy nadal pisano piękną polszczyzną. W gierkowskiej ustawie amnestyjnej z 18 lipca 1974 r. darowano określone kary. W tych ustawach amnestyjnych amnestię stosował sąd albo prokurator, jeśli sprawa była na etapie postępowania przygotowawczego.
Amnestie okolicznościowe i polityczne
Amnestie ogłoszone w tamtym okresie można podzielić na okolicznościowe, czyli związane np. z przypadającym 22 lipca świętem narodowym lub stricte polityczne np. amnestia z maja 1989 r., kiedy władza musiała wypuścić więźniów politycznych. Jednak żadna z ustaw amnestyjnych nie wchodziła w paradę z kodeksem karnym, ponieważ tych, którzy działali w stanie wyższej konieczności stale chroniły stosowne przepisy. Tak stanowił art. 22 par. 1 kodeksu karnego, który uchwalono w 1932 r., który – po wielu zmianach - obowiązywał do 1969 r. W kodeksie karnym z 19 kwietnia 1969 r. ustawodawca poszedł jeszcze dalej, ponieważ uznał, że osoba działająca stanie wyższej konieczności nie popełnia przestępstwa (art. 23 par. 1 d KK). Ta zasada została przejęta w kodeksie karnym z 6 czerwca 1997 r. (art. 26 par. 1 KK). Obecnie o tym, czy sprawca działał w stanie wyższej konieczności decydują sądy, a nie politycy (postanowienie o umorzeniu postępowania na podstawie art. 26 par. 1 KK na etapie śledztwa może wydać prokurator). Problem w tym, że sądy nadal są w większości wolne, a prokuraturę idzie odzyskać. Dla rządzących brzmi to groźnie, bo niezawisły sąd obiektywnie oceniający dowody może jednak uznać, że doszło do popełnienia przestępstwa i skazać oskarżonego nawet na bezwzględną karę pozbawienia wolności. Stąd próba, na szczęście nieudana, uchwalenia przez dobrą zmianę przepisów zapewniających bezkarność kilku ważnych politykom, którzy mogli w ciągu ostatnich kilku lat dopuścić się poważnych przestępstw.
Pomoc ofiarom wojny i własne interesy
O tym, że Ukrainie i Ukraińcom trzeba pomagać nie należy nikogo uczciwego i rozsądnego przekonywać. A jeżeli już to rządzących, bowiem realnej pomocy udzielają głównie wolontariusze i samorządy, a rządzący chętnie ustawiają się do propagandowych fotografii. Zatem uchwalenie ustawy mającej pomóc już ponad milionowi uchodźców to oczywista konieczność. I dobrze się stało, że taka ustawa w kilka dni została uchwalona. Nie ma jednak nic paskudniejszego niż dbałość o własne interesy przy okazji udzielania pomocy ofiarom. A do tego doszło podczas uchwalania przez Sejm przepisów mających ratować rzesze uchodźców, bowiem do ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa przemycono zapisy mające zapewnić bezkarność przedstawicielom dobrej zmiany. To była ohydna wrzutka, klasyczny przykład prawa tworzonego na rympał. Ktoś, kto wpadł na pomysł uchwalenia takiego przepisu musi mieć portki pełne strachu.
Czytaj: Specustawa dla uchodźców bez ochrony państwowych spółek i urzędników>>
Miało być prawo "pod kolegów"
W naszym prawie obowiązuje zasada, że nikt nie powinien być sędzią we własnej sprawie. My dodajemy zasadę: nie wolno tworzyć prawa „pod kolegów”. Niestety kolejna granica wstydu i bezczelności została przekroczona bowiem rządząca partia podjęła próbę uchwalenia prawa działającego wstecz, aż od końca lutego 2014 r., kiedy to doszło do aneksji Krymu przez Rosję i na zapas, wyłączającego odpowiedzialność karną swoich funkcjonariuszy za popełnienie przestępstw opisanych w art. 231 KK.
O tym do czego zdolni są liderzy dobrej zmiany świadczy ich dorobek z ostatnich kilku lat. Jest wysoce prawdopodobne, że mogli dopuścić się wielu czynów, które można analizować pod kątem odpowiedzialności karnej z art. 231 par. 1 i 2 KK, czyli niegospodarności urzędniczej. Ktoś kupił bezwartościowe maseczki, ktoś inny respiratory nie do użycia, a jeszcze inny zarządził wybory, których nie można było przeprowadzić. Ktoś storpedował przetarg na śmigłowce (póki co trzeba zapłacić kary umowne), a jego kolega z rządu wydał miliony przeznaczone na pomoc ofiarom przestępstw na bezprawne szpiegowanie obywateli. Te sprawy leżakują oczekując na przegraną dobrej zmiany i odzyskanie prokuratury. Ale gdyby nie pryncypialne stanowisko Senatu, w którym PiS nie ma większości, a następnie nagły przypływ przyzwoitości kilku posłów z tzw. większości sejmowej winy sprawcom wielu poważnych przestępstw nie można by było przypisać.
Ta ustawowa bezkarność, o którą walczył PiS przypomina glejt, który kobiecie upadłej i morderczyni jaką była Milady podarował kardynał Richelieu, filar monarchii absolutnej („..dla dobra państwa okaziciel niniejszego zrobił to, co zrobił”). Rzecz w tym, że to co ładnie czytało się za młodu w „Trzech muszkieterach” w naszych realiach miało być prawem tworzonym na rympał.
Cena promocyjna: 75.6 zł
|Cena regularna: 84 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł
Autorami felietonu są adwokaci:
Jacek Dubois
i Krzysztof Stępiński
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.