Coraz częściej prokuratura nagłaśnia prowadzone przez siebie sprawy – w Internecie, w relacjach dla mediów, zwłaszcza podczas konferencji prasowych. Tyle, że jej „przeciwnik” nie ma zagwarantowanych równych szans - uważa adw. Jacek Dubois.
Media chcą pokazać atrakcyjny show z uczestnikami odzianymi w togi. W konsekwencji sala sądowa zatraca swój dostojny wygląd przekształcając się w studio telewizyjne, z którego prowadzona jest transmisja na żywo. Prawnicy, otoczeni przez reporterów z wyciągniętymi mikrofonami i dyktafonami, często bardziej muszą się koncentrować na tym, by nie stracić zębów, niż na swoich przemówieniach.
Obserwując niedawno reporterów leżących na podłodze przed stołem sędziowskim z zazdrością pomyślałem o amerykańskim sądzie, w którym istnieje przestrzeń nie do przekroczenia bez zgody sędziego. To tradycja pochodząca z okresu Dzikiego Zachodu, kiedy sędziowie byli przedmiotem ataku publiczności. W konsekwencji dziś nawet prokurator i adwokaci muszą prosić tamtejszego sędziego o zgodę na podejście. Może to pomysł na przywrócenie równowagi pomiędzy powagą sądu a potrzebami informacyjnymi mediów także w Polsce?
Każdy spektakl medialny musi mieć dobrych i złych bohaterów, dlatego przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości nie tylko realizują powierzone im zadania, ale walczą o swój medialny odbiór. Sprawy już dawno przestały odbywać się jedynie przed sądem powszechnym, równolegle toczą się przed sądem opinii publicznej, który potrafi być okrutny i wydawać surowe oraz nieprzemyślane wyroki w trybie doraźnym i bez prawa do odwołania. Przed takim sądem łatwo zabłysnąć - pisze adw. jacek Dubois w miesieczniku "Na wokandzie".
W praktyce zdarzają się konferencje prasowe zwoływane zanim zatrzymany zostanie przesłuchany i dostanie szansę przedstawienia swojego stanowiska. W efekcie podejrzany jest poddawany publicznej ocenie jednostronnie, bo na takiej konferencji o sprawie wypowiadają się tylko przedstawiciele organów ścigania. Tej dysproporcji nie przywrócą nawet późniejsze medialne komentarze podejrzanego bądź jego obrońcy, którzy nie znając materiałów postępowania siłą rzeczy znajdują się w defensywie. Zresztą, obrońca, któremu odmówiono wglądu do akt tłumacząc to dobrem postępowania, o szczegółach sprawy dowiaduje się często dopiero z prokuratorskiej konferencji.
Jeśli postawienie zarzutów było słuszne – chwała prokuraturze. Co jednak, gdy wstępna diagnoza okaże się mylna? Jeśli zapadnie wyrok uniewinniający, strat poniesionych przed sądem opinii publicznej nie będzie już można wynagrodzić. Do niedawna samorząd adwokacki zastanawiał się, czy obrońca powinien wypowiadać się publicznie o sprawie, którą prowadzi. Upublicznianie przez organa ścigania informacji o postępowaniach pytanie to uczyniło bezprzedmiotowym.
Na koniec kwestia konsekwencji. Państwo wszczynając spór przed opinią publiczną musi się liczyć z finansowymi konsekwencjami swojej porażki. Przewidywalne następstwo publicznego oskarżenia to utrata zaufania, przyjaciół, klientów, często bankructwo. Ograniczenie odpowiedzialności państwa tylko do odszkodowań za niesłuszne tymczasowe aresztowanie to za mało. Kary wymierzone przez otoczenie jeszcze przed werdyktem sądu bywają bowiem bardziej dotkliwe niż pobyt w areszcie.
W czasach globalnego obiegu informacji prawnikom nie uda się już powrócić w zacisze sal sądowych. Skoro pełnomocnicy muszą dziś walczyć także w blasku telewizyjnych fleszy, to warto spowodować, by podlegali równie jasnym regułom gry, co te obowiązujące w salach sądowych - dodaje adw. Dubois..
Adw. Dubois: nie ma odpowiedzialności za nagonki medialne
Zdaniem adw. Jacka Dubois ograniczenie odpowiedzialności państwa tylko do odszkodowań za niesłuszne tymczasowe aresztowanie to za mało. Kary wymierzone przez otoczenie jeszcze przed werdyktem sądu bywają bowiem bardziej dotkliwe niż pobyt w areszcie.